Jaki tytuł miałby film nagrany na podstawie Twojego życia?
Przeczytałam gdzieś to pytanie i totalnie mnie wzięło. Czy to nie najciekawsze pytanie podsumowujące całą naszą obecność na Ziemi? A do tego jeżeli jeszcze zapytasz siebie czy to jest dramat, komedia, opera mydlana czy może horror lub “Jaka historia w kółko powtarza się w tym filmie?” oraz “Czy widz byłby znudzony / porażony czy przygnębiony?”. Nagle pojawia się jakiś błysk świadomości:
Czy na ten film poszedłbyś z zainteresowaniem do kina?
A co jeżeli na ten film absolutnie byś się nie wybrał, a jednak jest nie jednym seansem, 2 godzinami w dobie, a CAŁYM TWOIM ŻYCIEM? Szalone, że często gramy rolę w produkcjach, które w ogóle nas nie interesują. A żeby było śmieszniej jesteśmy REŻYSERAMI, TWÓRCAMI historii, którą uważamy za bardzo mało ciekawą…
Nie wiem dlaczego tak bardzo poruszyło mnie to pytanie – może dlatego, że chętnie zobaczyłabym swoją historię na ekranie :D Może także dlatego, że automatycznie pojawiło mi się pytanie – jaki będzie ciąg dalszy mojej historii, mojego filmu? Jak chcę go wyreżyserować? Teraz mamy idealny czas na takie pytania.
Lubimy wierzyć, że jesteśmy ofiarami systemu, postaciami, które są zależne od innych i w sumie nie mają wpływu na sytuację, w której się znajdują. Lubimy tak myśleć, bo to wygodne i zabiera nam z pleców odpowiedzialność za scenariusz, który przykładowo może być… do dupy. A kiedy mamy fajne, szczęśliwe życie to nam się “udało” lub “mieliśmy szczęście” – jakby nic nie było zależne od nas, nic nie było naszą odpowiedzialnością czy zasługą. BZDURA. Informacja jest jednak taka, że jesteśmy twórcami naszego życia i jedynymi autorami – warto więc podnieść długopis i wziąć odpowiedzialność za to, co pojawi się na kolejnych kartkach scenariusza.
Ostatnio w jednym z dokumentów usłyszałam takie zdanie, że jeżeli chodzi o rozwój jesteśmy tacy sami jak rośliny. Jeżeli roślina ma odpowiednie warunki do wzrostu – powietrze, słońce, glebę i wodę – jej naturalną funkcją jest wzrost. Nie potrzebuje już nic innego, żeby rosnąć – wręcz przeciwnie, jeżeli będziemy ją pospieszać wtedy efekt będzie odwrotny. Podobnie jest z nami – wzrost, rozwój to nasz naturalny stan, który dzieje się jeżeli tylko są ku temu odpowiednie warunki i środowisko. Patrz: jedzenie, picie, zdrowie, dach nad głową. Jeżeli to masz, masz też perfekcyjne warunki do wzrostu. Jeśli jednak cały czas umniejszasz swojej “glebie”, obwiniasz ją za całe zło świata – wiecznie jest zbyt mało i zbyt niewygodnie, obwiniasz rodziców, społeczeństwo, system, zbyt mało pieniędzy, a do tego NIC NIE ROBISZ Z TĄ GLEBĄ (bo w przeciwieństwie do roślinki – możesz), wtedy sam niszczysz swoje podstawy do rozwoju. Będziesz dalej obwiniał glebę czy może weźniesz cholerną konewkę i ją podlejesz? :D
Czy weźmiesz długopis do napisania scenariusza czy konewkę do podlania gleby, czy inne metaforyczne narzędzie WEŹ TO ŻYCIE W SWOJE RĘCE. Twoją decyzją jest czy powstanie z tego scenariusz najpiękniejszego filmu, jaki chciałbyś zobaczyć. Może to być piękna historia o miłości, film drogi lub odyseja duchowa. Cudowna historia z niesamowitymi wydarzeniami i pięknym przesłaniem, a w końcu… jakimś zakończeniem.
Jaki byłby następny zwrot akcji w Twoim filmie?
O jakich scenach marzysz, żeby w nich zagać?
O czy chcesz, żeby opowiadał ten film, kiedy pojawią się pewnego dnia napisy końcowe?
Z tymi pytaniami Was dzisiaj zostawiam. Niech te produkcja będzie porywająca na tyle, że będziesz pierwszą osobą stojącą w kolejce po bilety do kina ;)
Wasza Barbra