Mam za płaski tyłek / za duży brzuch / za słabo wykonałam projekt w pracy / z pewnością o czymś zapomniałam / moje mieszkanie jest kiepsko posprzątane / za mało wartościowo spędzam czas / powinnam zrobić to lepiej… bardziej… więcej. Tysiące takich zarzutów, które kłębią się w naszych głowach to nasz najniebezpieczniejszy wróg. Dlaczego jest taki groźny? Bo siedzi w nas samych. Nikt nie uprzykrzy nam życia tak bardzo jak… my sami.
Mam dla Ciebie propozycję – odpuść sobie i ŻYJ. Jak to zrobić?
Każdy, kto interesuje się psychologią zna pojęcie ,,wewnętrznego krytyka”. Tak nazywana jest jedna z części naszej osobowości, która generalnie nie robi nic tylko KRYTYKUJE i podcina nam skrzydła. Póki nie wiemy, że taki “krytyk” w nas żyje, bierzemy to za głos słuszności, tego, że “tak powinno być”, a my generalnie jesteśmy do dupy. Tymczasem nie jest to żaden głos słuszności, a franca, która zatruwa nam życie, a zamieszkała w nas najczęściej ze względu na odgórnie narzucone wymogi społeczeństwa, rodziców czy grupy społecznej, w której żyjemy. Może to być pojawiający się automatycznie głos babci, która mówiła ,,znajdź sobie poważną pracę”, kiedy Ty chciałeś być malarzem, albo głos starszego brata, który twierdził, że ,,niczego nie potrafisz zrobić dobrze”. Taki wgrany nam, obcy głos, który gra jak zdarta płyta, odpala się automatycznie, ale nie ma nic wspólnego ani z faktami, ani tym bardziej z naszym PRAWDZIWYM JA.
Moja propozycja jest taka – pogadaj ze swoim wewnętrznym krytykiem. Następnym razem jak postanowi Ci dowialić i mały głos w Twojej głowie powie Ci ,,jesteś do dupy, przesoliłaś zupę”, powiedz mu “sorry, stary, dzięki za opinię, ale jesteś niemile widziany na tym przyjęciu”. Możesz dać mu na imię Mietek i traktować jak upierdliwego kolegę :D Może śmieszne, ale fakty są takie, że od momentu, kiedy masz ŚWIADOMOŚĆ, że żyje w Tobie “wgrany” w Ciebie intruz, który nie jest tożsamy z Tobą, który kłamie, żebyś poczuł/a się źle, zaczynasz mieć szansę zdobyć nad nim przewagę. Jestem zdania, że nie warto z nim walczyć, ale go OSWOIĆ i następnie krok po kroku żegnać z naszego życia.
Z moich doświadczeń wynika, że jak trzeźwo popatrzymy na te szalone głosy w głowie okazuje się, że w większości przypadków nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Sytuacja oczami krytyka jest widziana tylko z naszego punktu widzenia, a nikt dookoła nawet nie zwróciłby uwagę na nasz domniemany “błąd” czy “niedociągnięcie”. Przykład? Ludzie zauważą, że “ciasto nie do końca się udało” dopiero jak im o tym powiesz. Obezwładnij krytyka – pogadaj z nim i przejmij nad nim kontrolę.
Jakie są efekty tego, że w końcu przestajesz się szarpać i sobie umniejszać? Co się dzieje, kiedy w końcu SOBIE ODPUŚCISZ? W niewyobrażalny sposób życie staje się lżejsze.
Sprawy do załatwienia stają się tylko punktami w kalendarzu do odhaczenia, a nie stresującymi projektami, które spędzają nam sen z powiek, bo co nie zrobisz i tak nie będzie idealnie. Przestajesz mieć manię na punkcie bycia perfekcyjnym i żeby było śmieszniesz w końcu wykonujesz swoje obowiązki na prawdę dobrze, bo nikt nie wisi Ci nad głową, są wokoł dobre emocje, LUZ, a w takim otoczeniu po prostu milej się działa. Wyboraż sobie różnicę w wykonywaniu projektu z krzyczącym szefem nad głową, a w luźnej atmosferze. Jest różnica w efekcie? OCZYWIŚCIE, że jak jest luźno to wychodzi fajniej. Takim krzyczącym szefem jest Twój wewnętrzny krytyk – masz niepowtarzalną szansę, żeby akurat tego szefa… zwolnić :)
Jakiś czas temu zrobiłam na sobie eksperyment, który polegał na tym, że przestałam siebie karcić za każdą niezrobioną rzecz, każdego zapomnianego maila czy niewykonane zadanie domowe. Postanowiłam sobie, że chociaż na próbę będę dla siebie absolutnie dobra, wyrozumiała i miła przez tydzień – w każdej sytuacji. I wiecie co? Okazało się, że nagle zaczęłam W KOŃCU robić te rzeczy z przyjemnością i o dziwno wszystkie zostały zrobione, mimo że wcześniej były jak tortura. W KOŃCU okazało się, że mam więcej wolnego czasu, bo przestałam się spalać nad prostymi czynnościami. W KOŃCU po pracy mam wolną głowę, bo nie katuję się, za każde nieperfekcyjne zadanie pytanie w wywiadzie. JESTEM DLA SIEBIE DOBRA. Mam prawo nie być perfekcyjna. Jestem wystarczająco dobra taka jaka jestem. Spróbowałam przez tydzień, zostało na zawsze. Polecam!
Przykład? Kiedyś karciłabym siebie, że od tygodnia nie napisałam nic na blogu. Pod ciężarem tych oskarżeń nic bym nie napisała, bo w głowie zamiast weny i inspiracji miałabym “powinnaś pisać częściej!!!”. Dzisiaj piszę ten tekst na prędce między jednym a drugim zajęciem – może nie jest perfekcyjny, może ma literówki, ale napisałam go lekko i z radością. Warto było? Jeżeli chociaż jedna osoba z niego skorzysta warto było pogadać ze swoim krytykiem ;)
Odpuściłam sobie i w końcu LEKKO ŻYJĘ i jest to niesamowite uczucie. Jedyne, co trzeba było zrobić to zrozumieć, że największą przeszkodą na drodze byłam… ja sama.
Pogadaj ze swoim krytykiem, napijcie się razem piwka, a potem pożegnaj Mietka na zawsze ;)
Ps jeżeli nie będziesz wiedzieć jak obezwładnić drania samodzielnie – wiesz gdzie mnie szukać. Spotkania ze mną na skype i na warsztatach – niezmiennie aktualne, napisz :) !
Post archiwalny z października 2019