Jest rok 2011 czyli pod wieloma względami właściwie identyczny jak każdy wcześniejszy. Popatrzmy na ludzi, przecież nikt inny nie buduje otaczającej rzeczywistości jak właśnie zjawiska żywe, uosobione. W Polsce szarżuje bezrobocie, ciężko jest kupić mieszkanie, bo mało kogo na to stać, żyje się stałym schematem znanym od lat: szkoła – studia – praca – małżeństwo – rodzina – piach i nic poza tym. Tak wygląda dzisiejsza rzeczywistość – oczywiście oczyma niektórych. Moim zdaniem za cholerę nie różni się od tej z 20 lat do tyłu. Dlaczego ? Bo ludzie są tacy sami: kochają narzekać, ubóstwiają wyszukiwać powody dlaczego im się nie udaje (znaleźć pracy, wybudować domu), ponad wszystko uwielbiają zamykać się w schemat, prosty szablon życia punkt po punkcie, a co najgorsze nie potrafią marzyć. Ale chwała światu, że wydaje także plony w postaci jednostek dużo bardziej produktywnych i absolutnie niepodatnych na otaczający realizm ukierunkowany raczej na pesymizm. Osoby, które mają najprościej ujmując odwagę, żeby zrobić COŚ, stworzyć COŚ, wyrwać się JAKOŚ ze schematu (lub chociaż dostosować go do własnych potrzeb) i totalnie w to wierzą. W ich oczach rzeczywistość jest taka: praca nie leży na ulicy, ale wystarczy trochę się postarać, przetrwać szereg rozmów kwalifikacyjnych i będzie dobrze, pieniądze z drzewa nie spadną, ale można je z niego wytrzepać przy odrobinie pomysłowości, a mieszkanie… będzie i na Riwierze jeżeli ktoś taki ma cel, ale wszystko w swoim czasie. I to właśnie jest rzeczywistość – dzisiejsza, przedwojenna, powojenna, PRL-owska. Wszystko było inne, ale w rzeczywistości takie samo bo mentalność ludzi wciąż szczęśliwie podzielona jest na dwa bieguny zupełnie innych podtypów, z pewnymi pośredniczącymi elementami.
Prosty przykład. Otwieram książkę ,,Madame”, która opowiada o realiach codzienności młodych ludzi (i nie tylko) w okolicy lat 60-tych ubiegłego wieku, na polskiej ziemi. Historia totalnie powtarza się jak ta dzisiejsza, choć na nieco innych przykładach bo inne były możliwości, dostęp do uciech też znacząco odmienny. Nie mniej jednak trend jest taki sam – większość jest stękającą masą, nie widzących szans, przez co z nich nie korzystających Istnieją też jednostki, które mają wystarczająco optymizmu, żeby zobaczyć świat jako szansę, a nie trudność, co więcej wdrażają swoje plany, realizując je mniejszym lub większym krokiem, ale przede wszystkim potrafiące marzyć – i za to właśnie dziękuję światu.
Jest lipiec, są wakacje. Konkretnie 22 lipca, komputer podpowiada, że 14;48. Drzwi współlokatorki skrzypią przez hulający po mieszkaniu przeciąg, wkurwia mnie to wybitnie idę zamknąć okno bo w takich warunkach nie da się nic. Nie wiem czy każdy tak ma, ale ja odczuwam to totalnie – jeżeli jakiś dźwięk powtarza się w kółko, nie daj boże rytmicznie doprowadza mnie to do stanu absolutnego braku równowagi – takie chińskie tortury. Nie ma szans żebym w ramach jakiejś wewnętrznej medytacji to stłamsiła, element drażniący musi zostać unicestwiony, wtedy mogę działać dalej. W życiu zawodowym mam zupełnie inaczej – jeżeli jakiś element przeszkadza mi w realizacji planów, omijam go wybierając może dłuższą ścieżkę, wypieram ze świadomości, gówna się nie tyka jak mawiają uczeni.
Mieszkam na 10, ostatnim piętrze wieżowca stolicy, dla jednej pięknej dla drugich ohydnej. Dla mnie raczej to pierwsze. Na balkonie zamieszkały 2 ptaki (jakieś kruki czy inne wrony, nie rozróżniam) dałam im imiona – Stefan i Malwina. Dlaczego nie nazwać ptaków, które codziennie zaglądają mi w okna ? Jest weselej. Mój samochód też ma imię – Puszka. Nazywanie rzeczy, czy zwierząt, których zazwyczaj się nie nazywa dodaje im jakiejś fajnej głębi, duszy, historii. Uważam, że każde zjawisko, które dodaje treści człowieczemu życiu powinno zostać nazwane, tym samym docenione. A czemu nie.
Moje tegoroczne wakacje to jedna wielka gonitwa przygotowawcza do nowego etapu w życiu, który ma być spektakularny, wielki, obiecujący i w ogóle przynoszący dzikie, ale nie jałowe plony. Dostałam stypendium na jednej z francuskich uczelni, lazurowe wybrzeże wzywa mnie więc na kilka miesięcy. Nauka języka, wertowanie książek o kulturze i geografii tego nieznanego mi jeszcze lądu – tak leci dzień za dniem. Do tego oczywiście trzy tysiące siedemset formalności, papierków, zaświadczeń, maili z mało ogarniętymi, choć chętnymi do pomocy francuskimi osobnikami. Generalnie jest plan, jest wizja jest entuzjazm. Mam wrażenie i totalnie przeczucie, że to będzie wielki rok, który poważnie trzepnie po fundamentach mój dotychczasowy światopogląd, a dobrze – niech trzepie. Czasami sama zamykam się w szablon, którego nienawidzę – szczerze i dogłębnie. Schemat polskiego życia, choć Polskę kocham obiema komorami serca. Ale schemat – nigdy. Jednak żyjąc tutaj Day by Day czasami ciężko się wyrwać i siłą rozpędu lub raczej jego braku wpada się w coś, od czego starało się konsekwentnie uciec. Stefan zaczął śpiewać, nigdy do tej pory tego nie robił, popatrzę co się stało. Swoją drogą poważnie, ciekawe co to za ptaki – szkoda, że nie słuchałam na biologii jak było o gatunku latających. Śpiewa patrząc w okno… Wracając do wielkiego roku. Bilety już nabyte, mini studio w akademiku zabukowane, przedmioty wybrane i zatwierdzone, zostaje pakować walizkę i wyczarować pieniądze na życie w strefie euro – robi się ciekawie. Co najważniejsze trzeba pożegnać wszystkich, których kocham najbardziej na świecie i ruszać do nowego etapu, w którym wszystko będzie nowe, ludzie nowi, ptaki nowe, nawet drzwi współlokatorów będą trzeszczały inaczej.
Dzisiaj obudziłam się z jakimś niepokojem w środku. A może była to duszność spowodowana moją 3 tygodnie temu odkrytą chorobą, którą zostałam wspaniałomyślnie obdarowana przez parszywego robaka. Mam nadzieję, że zgniotłam chuja zaraz po tym jak oddał mi w prezencie dożywotnie faszerowanie się lekami. Dobrze, że skończyło się na lekach, a nie na kalectwie jak u niektórych. Tym bardziej nie ma czasu na szablon – kto wie kiedy następnym razem mnie coś ugryzie, opluje, przejedzie… nie wiadomo. Trzeba realizować swoje abstrakcyjne pomysły DZISIAJ. I tak dzisiaj ja i moja duszność / niepokój dostałyśmy weny. Najbardziej nasiliła się ona w drodze powrotnej od fryzjera, kiedy macałam swoje geometrycznie ścięte, lśniące włosy – płytki bodziec, ale jaki skuteczny. Cholera wie dlaczego i po co, ale jadąc Puszką zrozumiałam, że ja i moje dziwne plany, zagadkowa ale wiem, że nietypowa przyszłość, oraz myśli o tym co tu i teraz, muszą zostać napisane. Mniejsza z tym, czy ktoś będzie chciał je czytać, ja sobie palnę taką lekturkę jeżeli dożyję 80 lat i bujanego fotela. Tak zasiadłam do komputera, który niczym nie przypomina spektakularnej maszyny do pisania (a żałuję bardzo) i zaczynam pisać coś, co nie wiadomo czym będzie i jak się zakończy, oraz czy w ogóle będzie miało kontynuację. To co mogę stwierdzić z pewnością do 100% – nie będzie szablonu, ani realizmu ukierunkowanego raczej na pesymizm.
* Tekst jest napisanym na potrzeby zupełnie inne niż blog. Miał nie pojawić się na blogu, jednak skoro postanowiłam go opublikować potraktujcie go jako odrębny element, który być może będzie miał kontynuacje, a może nie.
23 comments
jjjjjjjjaaaaaaaaaaaaaaaa !!! ale lekturka :) wczytałam się i brakuje mi ciągu dalszego… Systematycznie powtarzające się głosy to zmora mojego mózgu :) liczę namiętnie nawet kilka dźwięków na raz , to chyba mamy we krwi taki mały objaw choroby psychicznej :) Liczenie drzew, słupków przy drodze , słupów wysokiego napięcia … gruchające gołębie na parapecie z rana , bicie serca , musimy prześledzić czy ktoś w rodzinie chorował. Ale w sumie podobno osoby z takimi objawami są bardzo inteligentne:) hahahaha. Siostrzyczko pisz częściej bo jestem zachwycona!!!
Sister… dobrze, że nie jestem osamotniona w moim obłędzie :D Zobaczymy kiedy lub czy powstanie ,,Element 2″ :)
wow
pierwszy raz u Ciebie czytam o chujach i wkurwieniu.
i po raz pierwszy… hmm.. jakby to nazwać..? wpis (wg mnie. mam nadzieję, że to tylko wrażenie) jest “szary”. pomimo wynikającego z treści pozytywnego nastawienia, czytając zdanie po zdaniu miałam wrażenie, że coś jest nie tak (to chyba ten niepokój).
myślałam, że mieszkasz na parterze z D. ale to wszystko się zmienia.
Wpis szczery i … po prostu ładny – dobrze się czyta:)
partyallthetime… Ten wpis jest zupełnie czymś innym niż blog, który piszę od 4 lat – celowo nazwałam to ,,element 1″ żeby jasno było widać, że to coś innego niż codzienne opisywanie zdarzeń, które mi się przytrafiają. Z resztą wcale ten tekst miał się tutaj nie pojawić… Blog pokazuje zawsze moją w 100% zadowoloną stronę, ten tekst trochę pokazuje jak widzę obrazek rzeczywistości – że i mnie coś czasem drażni, denerwuje i frustruje, ale mimo to ogół jest bardzo optymistyczny i tworzy pozytywną całość :)
szczurek bez ogonka… cieszę się :]
Czytac nie lubie…a jednak mnie wciagnelas…prosze o wiecej!
ja też proszę o więcej! czytam Twojego bloga już od bardzo dawna, a moja siostra która mnie w to wciągnęła chyba jest tu z Tobą od początku Twojej twórczości ;) i mimo, że się nie znamy i nie wiem czy kiedykolwiek będzie dane nam się spotkać, bardzo lubię czytać o Twoim podejściu do życia, do otaczającej rzeczywistości i cieszę się, że oprócz mnóstwa radosnych barw z jakich się ona składa potrafisz też nam przedstawić również odcienie szarości, i to w jakże świetnie literacki sposób! Każdy ma w życiu pewne rzeczy/sytuacje, które go denerwują, drażnią i frustrują, każdy odczuwa czasem niepokój ale to wszystko jest częścią naszego życia i mimo, że te odczucia uważane są za negatywne, to są równie potrzebne jak te pozytywne, bo kształtują nas i nasze poglądy. Barbra, nie wiem czy rozumiesz coś z mojego ględzenia (jestem świeżo po pracy, mózg odmawia posłuszeństwa ;P ) dlatego napiszę po prostu: mam nadzieję, że pojawi się tu na blogu kolejny “Element…” a ja, przy Twojej notatce, zamiast w myślach kliknąć “Lubię to” klikam po prostu “Lubię Cię, Barbro” :)
Basiu Barbro uwielbiam Cie czytac,podczytuje cie od ok 4 lat z malymi przerwami .Dodajesz mi sily aby dalej trwac!Przechodze najgorszy okres w moim zyciu mozna powiedziec “piekielko na ziemi”po czesci na wlasne zyczenie ale mniejsza o to..Chcialam ci podziekowac za to ze piszesz ze masz ten blog.Lubie patrzec na szczescie innych:DDD
studentka… chyba po raz pierwszy tutaj widać jakieś moje negatywne odczucia. Ale faktycznie jest to totalnie normalne, że i takie znajdują się na mojej mapce emocjonalnej :P O kolejnym Elemencie nie będę myśleć – może kiedyś znowu obudzę się z uczuciem, że musi się dzisiaj przydarzyć :)
ann barbra… każdy ma taki okres, kiedyś jest ,,gorzej” albo totalnie źle. Jedynie co mogę Ci powiedzieć to, że z obserwacji wszystkiego i wszystkich, którzy mnie otaczają wiem na pewno, że ZAWSZE ale to ZAWSZE po złym czy słabym przychodzi coś lepszego, a o każdym przykrym momencie , chociaż byłby najgorszy na świecie, po jakimś czasie i tak patrzymy ze spokojnym dystansem. Cokolwiek się nie dzieje – będzie lepiej – NA PEWNO !!!! Wpadaj częściej :)
czekam nie tylko na element 2 ale mam nadzieje ze bedzie ich wiecej lecz nie tyle co odcinkow Mody na sukces! :)
Super tekst dobitnie napisany. Wlasnie takie cos nazywa sie talentem.
oj bb widać, że nie wiesz dużo o życiu. Siedzisz w Warszawce, rodzice wysyłają hajs, pobiegasz po pokazach i tyle… Powiedz to koleżankom ze studiów, które teraz pracują w barach lub ch.. wie gdzie w wakacje byle coś sobie zarobić. Nie każdy ma tak kolorowo jak Ty. W WWA może i znajdziesz fajną pracę po studiach ale każdy ma uciekać do większych aglomeracji poszukując lepszego życia? Wyjezdzać do innych państw by tam szukać lepszego jutra? Czemu np w Skandynawii żyją lepiej i stać ich na wszystko? PRL nauczył nas cwaniactwa kombinowania, bo nic nie było. Nie miałaś kogoś np w peweksie to lipa. Porównaj ceny nasze a reszte europy, porównaj zarobki ich a nasze. To nie wina pani na kasie, że zamiast 1000 euro zarabia 200 euro. Zawsze będą biedni i bogaci, pechowcy i szczęściarze. Powiedz ludziom którym powódź zabrała wszystko, że narzekają. Jakby każdy uciekł np do Warszawy to i Ty byś nie znalazła godnego życia (chyba, że po znajomości)
Żyjemy w biednym kraju ale nie ma możliwości aby 38 milionowy naród się wyludnił
uu, coś nowego w wykonaniu Barbry:). gdy czytalam ten wpis przypomniał mi się serial, który oglądalam będąc nastolatką- nazywał się chyba “Joan z Arkadii”- o dziewczynie, która rozmawiała z bogiem, pod różnymi postaciami, i dostawała od niego różne zadania do wykonania. W każdym razie w finale okazało się,o ile pamiętam, że te wizje to nie przez boga, a przez borelioze właśnie. I tak samo pomyślałam czytając ten wpis- o! borelioza wykryta, leki zaczynają działać i skończył się ta wieczna euforia, która przecież nie mogla być naturalna(to trochę zazdrość przemawia:P:P)
a jeszcze do jednej rzeczy się przyczepię- o ile pamiętam jedziesz do Montpellier- a to formalnie już Lazurowym Wybrzeżem nie jest :).
:>…. no do mody na sukces nie dobiję :P
guess who… zacznijmy od tego, że Ty nie wiesz NIC o moim życiu. Jeżeli twierdzisz, że jestem ,,bananowym dzieckiem”, które dostaje kasę od rodziców, a pokazy, czy praca w telewizji to tylko kaprys a nie praca to znaczy, że Twoje myślenie idealnie krąży wokół szablonu, o którym piszę. Fakt, ze spełniam nietypowe marzenia, które sa moją pracą to znak że jestem ROZPIESZCZONA ?? Przepraszam, ale to wskazuje na super ciasne myślenie w stylu typowo Polskim – cały teksty jest dokładnie o tym, że nienawidzę tego co reprezentujesz. Nie wiesz o mnie NIC więc się nie wypowiadaj proszę. A co do życia w Polsce… litości popatrz na Chiny i zastanów się czy mamy powody do narzekań. Nie mówię, że jest świetnie, ale wiem, że nie jest aż tak źle żeby wiecznie wieszać psy na tym kraju.
Asia… hahahahha mam wizje boreliozowe – dobre :P Muszę się o tym czegoś dowiedzieć :D Formalnie, formalnie… liczy się realnie !! :)
hehe, realnie tym bardziej nie:)! co nie zmienia faktu, że podobno w M. jest rewelacyjnie, studencko-zabytkowe miasto jak dla mnie brzmi idealnie! zazdrościć Ci:D
a jeszcze aporopos wszelkiego narzekactwa na kraj zamieszkania… Z punktu widzenia, powiedzmy Europy Wsch. wydawałoby się, że w socjalnej Francji nie ma wielu powodów do narzekań, za to Francuzi narzekają jakby przyszło im mieszkać w istnym piekle na ziemi. może to po prostu leży w ludzkiej naturze…
Napisze krótko.. jestem tu z Tobą prawie od początku. Zaczęło się zupełnie przypadkiem. Nigdy nie komentowałam, nie lubię tłumów. Raz kiedyś coś podesłałam mailem, bez echa.
Dzisiaj jednak nie mogę się powstrzymać.
Uwielbiam Twój styl, Twoje podejście do życia, Twoje przemyślenia…
I mam wielką nadzieje, że to początek Twojej refleksyjnej twórczości na tym blogu.
A to mój ulubiony cytat: “Wszyscy marzą, lecz nie tak samo. Ci, co śnią nocą w najgłębszych zakamarkach umysłu – łudzą się, by odkryć próżność swych snów;
Ci natomiast co za dnia marzą, to ludzie niebezpieczni, ponieważ mogą – oczy mając otwarte – wprowadzić swoje marzenia w czyn.” T.E. Lawrence
Powodzenia!!
bb… biedna nie jesteś i biedą nie będziesz… nie znam Cię na tyle, żeby Cię oceniać. Czy ja twierdzę, że jesteś bananowcem? Masz łatwiej niż Twoi rówieśnicy i nie możesz zaprzeczyć. Co niby reprezentuje? Jesteś rozpieszczona i to widać, tak obraź się jak dojrzałą kobietę przystało. Masz dużo ale to dzięki rodzicom. Proszę Cię, chodzisz na pokazy, żeby wiązać koniec z końcem czy raczej dla przyjemności/zabawy? Fajnie, że spełniasz swoje marzenia, dążysz do czegoś w życiu ale na Boga nie masz trudnej sytuacji życiowej i nie powinnaś mówić, że ktoś narzeka. Mamy taką mentalność, lubimy być niezadowoleni, taki naród. Praca w TV to jest aż takie ciężkie? Obóz pracy to jest? Nikt Cię nie zmuszał tam być, robisz to co lubisz a nie robisz bo musisz, odróżniaj te dwie rzeczy. Jakbyś miała trudną sytuację materialną, dzieci na utrzymaniu inaczej byś mówiła.
Czemu największy procent wśród kobiet trudniących się prostytucją to studentki?
Pamiętaj nie każdy ma takie “szczęście” jak Ty.
Mówi się: “Słuchaj starszych” Jestem starszy od Ciebie, mam wyższe wykształcenie ale Ty należysz do upartych osób i co by się nie powiedziało TY i tak wiesz lepiej i będziesz ta mądrzejsza, to dobrze i źle… Trochę pokory w sobie
Kiedyś życie może kopnie Cię tak w dupsko, że zrozumiesz ale jeśli jesteś skazana na sukces to pewnie bedziesz miała idealne życie…
Asia… dobra więc OKOLICA hahhah ale brzmi świetnie :D też słyszałam całą garść OHów i AHów na temat tego miejsca :)
hunny… Cytat idealnie oddający, to co chciałam przekazać – przecież czy nie największym darem jest nasz umysł, w którym możemy stworzyć wszystko, a potem to zrealizować ?? Szkoda, że niektórzy tego nie wykorzystują.
guess who… wciąż powtarzam: myślisz szablonem. A już tłumaczenie studentek z tego, że uprawiają prostytucję bo ,,tak jest w Polsce” to już dramat. Kiedyś zdarzało się, że pracowałam za jakieś 4 zł za godzinę byle zarabiać i mieć coś na koncie – wierzę, że moja sytuacja w żaden sposób nie odbiegała od tej, w której są te mądre, ambitne panny uprawiające prostytucję, ale usprawiedliwiające się tym, że nie ma wyjścia, taki kraj. Powtarzam NIE WIESZ O MNIE NIC. A jeżeli fakt tego, że chodzę na pokazach i pracuję dla telewizji nazywasz ROZPIESZCZENIEM to znaczy, że jesteś typowym człowiekiem, który nie wierzy żeby mniej przyziemne rzeczy były dostępne zwykłym, niezamożnym ludziom z małych miast. SĄ – wystarczy wierzyć w ich realizację i wytrwale pracować i jestem na to żywym przykładem. Otwórz umysł bo interpretujesz to co widzisz bardzo jednotorowo.
hunny… co więcej nie chce mi się wierzyć, że mail był ,,bez echa” ! Odpisuję na wszystkie, zawsze.
Ależ dyskusja…Niemniej jednak wciągająca.Tak jak i wpis który ją wywołał;-)
Wciągnął mnie bardzo ten wpis! To chyba takie Twoje troszkę bardziej prawdziwe ja niż do tej pory. Optymizm, z nutką złości. Czekam na element 2, może być za miesiąc, dwa, rok. Ja i tak tu pewnie będę. :)
Co do bycia ”bananowym dzieckiem” wtrącę się do dyskusji bo ten temat też leży mi na sercu od dosyć dawna. Wychowywałam się w miejscu, w którym sytuacja materialna mieszkańców raczej nigdy nie była zbyt kolorowa. Garstka rodzin którym powodziło się dobrze,(i nie mówię tu o byciu milionerem, raczej o godnych zarobkach) w tym moi rodzice. Moje otoczenie bardzo szybko wrzuciło mnie do worka ”bogaty bufon”, zewsząd dochodziły do mnie opinie o mnie od osób, których w ogóle nie znałam. Ile nocy przepłakałam, że jestem nielubiana to moje. Bo przecież najłatwiej siedząc pod sklepem i pijąc piwo ”dowalić” komuś komu żyje się lepiej. Ja miałam ambicje, chciałam być architektem. Ciężko pracowałam w gimnazjum, w szkole średniej. Rysowałam, uczyłam się matmy, fizyki, angielskiego podczas gdy moje towarzystwo wolało upijać się tanim winem i puszczać z kim popadnie w wieku nastu lat. Udało się. Mail z uczelni, została pani przyjęta na pierwszy rok studiów. Z sercem na ramieniu przeprowadzam się do Warszawy. (oczywiście głosy ”koleżanek”że rodzice płacą to i najbardziej bananowe miasto Polski, ale ja już wtedy mam to w nosie:) Przyjeżdżam… i poznaję dziewczyny z prywatnych szkół z czesnym miesięcznym przekraczającym moje miesięczne dochody, z torebkami na ramieniu za parę tysięcy złotych, w drogich samochodach. Jedne są przyjazne, inne może troszkę zadzierają nosy ale ja nie mam zamiaru ich oceniać. Ich rodzice doszli do tego ciężką pracą, NIKT nie ma prawa tego krytykować. Uśmiecham się tylko pod nosem i wyobrażam sobie co by się stało gdyby taka zamieszkała w mojej rodzinnej miejscowości. Ostracyzm, nienawiść i obelgi. Teraz jestem szczęśliwa, spełniam się w zawodzie, jestem z wzajemnością zakochana. Gdy przyjeżdżam do rodziców zdarza mi się słyszeć docinki za plecami gdy stoję w kolejce po bułki, ale teraz to już nie boli – wręcz bawi. Jestem ponad takimi ludźmi. I nie dlatego, że rodzice mają lepszy status finansowy, dlatego, że nie szufladkuję ludzi, nie oceniam po pozorach i warzę słowa, bo na własnej skórze się przekonałam jak silnie krzywdzące potrafią być. A z niższych pobudek? Tak sobie czasem myślę, jak już zarobię na to Porsche to z przyjemnością przyjadę do rodziców. Niech zazdrośnikom tyłki pościska. A co! :)))
Ruda… dokładnie tego nie znoszę – oceniania po pozorach oraz dorabiania sobie historii wielkiego bogactwa ,,bo przecież biednym ludziom się takie rzeczy nie udają”. Moja sytuacja jest jeszcze trochę inna niż Twoja, ale generalnie scenariusz był dość podobny – wieczne mity i zabobony wokół tego co działo się w moim życiu bo należy zaznaczyć, że pracuję (oczywiście z różną intensywnością) od 14 roku życia… ale oczywiście zawistne polskie myślenie idzie torem – pracuje bo ją na to stać :D to już jest paradoks :P Dlatego jestem uczulona na ludzi, którzy oceniają i to na bazie czystego szablonu – typowo małomiasteczkowe postrzeganie. Reakcja alergiczna. To lubię w Warszawie – tu wszyscy mają plan, pęd, wiarę, a pieniądze, które są zdobyte ciężką pracą nie są powodem, dla którego ktoś wytyka palcami – pewnie właśnie dlatego, że zawsze znajdzie się tu ktoś kto ma dużo więcej :)
o la la..La poésie:p
Bardzo przyjemnie się to czyta:)
niecodzienny talent zgrabnego skakania po wątkach. ..czyli pisemny obraz tego jak każdy “homo obserwatorus” trawi myśli:) czekam na więcej!