Post archiwalny z 30 stycznia 2016
Nowy rok, nowa ja… Wiadomo, taki był pomysł wszystkich jakiś miesiąc temu. Przeleciał cały styczeń, więc jest to idealny moment, żeby odpalić pierwszy rachunek sumienia w sprawie poważnej: postanowienia noworoczne. Miałam ich całe 3, ostały się 2. Nie będę się katować, widocznie to jedno przeszło brutalną, naturalną selekcję. Ale powiem Wam tak: gdybym olała wszystkie trzy, to pomyślałabym: słabo Baśka… słabo. Postanowienia noworoczne to taki wredny tester – czy jesteś typem przegrańca czy fightera. Zadaj sobie pytanie co pokazał Twój styczeń – przegrasz życie, czy może jednak pójdziesz na tę nieszczęsną siłkę?
No dobra… szczerze jak na spowiedzi, przed samym sobą, a nie przede mną: co z tymi postanowieniami, które zostały klepnięte 31 grudnia? Nie katuj się jeżeli niektóre zostały olane – wystarczy mieć chociaż jeden cel, ale taki, którego NIE ODPUŚCISZ. Jeżeli jednak odpuścisz wszystko, co było założone, to oszukujesz tylko i wyłącznie SIEBIE, a że tej osoby akurat oszukać się nie da, to ostatecznie w lustrze zobaczysz osobę, która o karierach, miłościach, pieniądzach, podróżach i przygodach może co najwyżej poczytać na blogach. Przygoda zakończy się na amerykańskim filmie, z melancholijnym ,,jestem za brzydka, za słaba, inni mają piękne życie”.
Szkoda prawda?
Postanowienia noworoczne to walka człowieka z samym sobą, a jeżeli wykładasz się NA SOBIE to jakim niby cudem nie wyłożysz się w sytuacjach, gdzie na drodze stanie konkurencja, inflacja, trudni szefowie, pieniądze, banki, terminy, hormony, efekt jojo …………. wpisz swoje. Powiem jasno – DUPA z dużymi celami, jeżeli nie umiesz zrealizować tych, w których jedyną barierą jesteś… TY. Należy zrozumieć, że ten wybór jest prosty, niezależny od NICZEGO i tylko Twój – idziesz czy zostajesz? Przegrywasz czy jesteś zajebistym zwycięzcą?
Ja ten rok potraktowałam śmiertelnie poważnie. Będzie ciężko jak z każdym postanowieniem, ale będę walczyć. Jedną z rzeczy, którą zrobiłam to UWAGA – nabyłam karnet na siłownie. Czyli jestem tak przeciętna jak to tylko możliwe – i świetnie. Ale nie będę liczyć kalorii i odmawiać sobie pizzy. Siłownia jest jednym z kroków, żeby przypomnieć sobie, że warto DBAĆ O SIEBIE (a nie tylko o swoją karierę :P). Uwierzcie, że z pracoholizmem, który stety/niestety przynosi pożądane rezultaty zawodowe – ciężko walczyć. Ja podjęłam rękawice i między gwiazdy, nagrania, show biznes i ścianki, wrzucam to, o czym w poprzednim roku jakoś zapomniałam. Czyli spodziewajcie się znowu podróży daleko, książek grubych, soków wyciskanych, filmów ważnych lub głupich, śpiewu, ciuchów, hedonizmu, psów, campingów, nart, sanek, wina, wódki, (po niej znowu wyciskanego soku), wschodów, zachodów, sztuki, tańca, rosołu, risotto na rosole i wielu bardzo innych zdarzeń.
Mam kalendarz i nie zawaham się zakreślać w nim krzyżyków. Polecam Wam to samo. Chcecie przegrać to życie czy jednak być pieprzonym mistrzem świata z jędrnym tyłkiem? Wybór jest zero jedynkowy – możesz SERIO. Nie zostawaj, chodź!
2 comments
Ja dla odmiany w tym roku postanowiłam nic nie postanawiać i tak oto od dwóch tygodni wytrwale ćwiczę – 4 razy w tygodniu, zdrowo się odżywiam, nie jem słodyczy i nie piję kawy, do tego uczę się godzinę dziennie tego co tam muszę wykuć do września (całe prawo hyhy). Otóż te wszystkie rzeczy to moje niezrealizowane nigdy postanowienia od kilku dobrych lat. A jak tylko postanowiłam nic nie postanawiać to samo wszystko przyszło. Tak czy inaczej, trzymam kciuki, za siebie i za ciebie ;)
Dominika… chcąc nie chcąc – cel, którego nie było jest wytrwale realizowany – i o tę wytrwałość chodzi! Gratuluję, żeczę sobie tyle samo mocy :D PS ćwiczenia 4 razy w tygdniu? jesteś moją Mistrzynią :D