,,Jeden moment, jedna decyzja, jeden ruch – może zmienić życie Twoje i innych ludzi”.
Bla bla blaaaaaaa. Prawda jest taka, że w zwykłej codzienności nie oddychasz szansami, nie wzdychasz nad wyborami. ŻYJESZ i już. Miałam tak samo, a potem przytrafiło się coś dziwnego. Jeden moment, w którym bez większego patosu czy nawet entuzjazmu powiedziałam ,,dobra, zrobię to” i była to najlepsza decyzja w moim życiu i… wielu innych życiach. Oto mój EFEKT MOTYLA.
To był koniec sierpnia. Zabrzmi to śmiesznie, ale w te wakacje byłam strasznie zmęczona. Jakaś przepracowana, fizycznie wykończona i trochę zdemotywowana, czyli tak jak w wakacje nie należy mieć. Postanowiłam sobie, że w te ostatnie 2 tygodnie wakacji trochę odpocznę, odpuszczę, będę mniej pracować i zwolnię tempo życia w ogóle. Postanowiłam. Chwilę później dostałam telefon z Dzień Dobry TVN (dziś mojego słodkiego miejsca pracy), żebym przyjechała na odcinek Dzień Dobry Wakacje, bo będzie rozmowa o boreliozie. A że chyba tylko ludzie bez internetu nie wiedzą, że jestem dumną nosicielką tego szajstu, to zostałam zaproszona w roli żyjącego eksperta (taki nieprzypadkowy zestawik słowny z czarnym humorem, bo co nam zostało :D). Jeszcze śmieszniej było kiedy dowiedziałam się, że odcinek jest uwaga w KOŁOBRZEGU czyli DALEKO. Dobijmy do tego gości, których wtedy miałam w domu i pracę tuż przed i po tym potencjalnym nagraniu. Mój mózg krzyczał ,,NIEEEEEEE strasznie nie chcę jechać, nie mam siły, błagam chcę w końcu poleżeć”. Dusza wojowniczki jednak wygrała i stwierdziłam, że nie mogę przepuścić takiej szansy na opowiedzenie przed tyloma osobami MOJEJ WERSJI tej choroby. Piszę o ,,mojej wersji” bo to wersja nie do końca akceptowana przez polską służbę zdrowia, co oznacza, że w podręcznikach o niej raczej nie przeczytamy. Aby usłyszały to miliony widzów musiałam wsadzić zmęczony tyłek w samochód na w sumie KILKANAŚCIE godzin po to, żeby wejść na 5 minut na żywo. ,,STRATA CZASU” powiedziałby ktoś. No to czytajcie teraz.
Tuż po odcinku dosłownie zalało mi wszystkie skrzynki mailowe i profile socialmediowe jakie posiadam. Dostałam jakieś bimbaliony pytań, próśb, podpowiedzi, a także ,,ciekawych” propozycji. Tu przypomina mi się anegdota – ,,Ładna, chora dziewczyna” – przysięgam, że ktoś zaproponował mi taki tytuł artykułu na mój temat…. no nie skusiłam się :D Tak czy siak odzew był olbrzymi, ale taka jest telewizja – ma siłę rażenia. Dlatego wtedy podzieliłam to przez cztery, a nawet osiem bo ja chciałam prawdziwych efektów, a nie pochwał i podziękowań w ciemno.
Jesteśmy parę dobrych miesięcy po tej sytuacji i otwieram takiego maila:
,, Dzień dobry! Uratowała mi Pani życie! Dziękuję! Jestem pewnie jedną z tysiąca, która do Pani pisze ale muszę! “Czołgałam się” z bólu, bezsilności. Byłam u kilku lekarzy. Pozostało mi wierzyć , że ja też mam swojego Anioła Stróża. Włączyłam telewizor …. a tu proszę ! Pani opowiada swoją historię, opisuje dolegliwości. To był weekend w zeszłym roku. Natychmiast zrobiłam testy. Nikt wcześniej mi tego nie podpowiedział, żaden lekarz. Na dzień dzisiejszy jestem siódmy miesiąc na antybiotykach. Najważniejsze , że wiem na co się leczyć. Dodam tak na koniec , że jestem twardą babką ale naprawdę płakałam po kryjomu, bo nie wiedziałam jak sobie pomóc. Dziękuję jeszcze raz , życzę Pani wszystkiego co dobre i piękne”
I wiecie co? Nie ważne, że dzisiaj znowu byłam trochę zmęczona po pracy. Zapomniała o tym szybko, bo takie słowa dodają prawdziwych motylich skrzydeł – udało się zmienić czyjeś życie. Autorka ma racje – dostaję bardzo dużo maili na temat boreliozy, ale ten ujął mnie jakoś szczególnie. Może ten Anioł Stróż ;) Ale faktycznie bez zbędnej przesady mogę napisać, że od paru miesięcy przynajmniej raz dziennie dostaję informację, że tym jednym głupim wystąpieniem, albo moim jednym postem na blogu (od którego wszystko się przecież zaczęło) wpłynęłam na czyjeś życie. Nigdy nie zapomnę kiedy napisała do mnie pewna dziewczyna: ,,uratowała Pani trzy pokolenia w mojej rodzinie – chorowałam ja, moja córka i moja mama – nikt nie potrafił nam pomóc”. Macie ciary? Ja mam przy każdym takim mailu.
Dziwne co? Przecież mogłam nie pojechać i powiedzieć to co w sumie miałam wtedy w głowie czyli ,,sorry mam gości w domu, nie dam rady” – być może wtedy zamiast mnie na kanapie usiadłby kolejny z tysięcy polskich mędrców opowiadający o diagnozie boreliozy poprzez rumień wędrujący (który w większości przypadków osób chorych oczywiście nie występuje), a te setki czy nawet tysiące osób spokojnie czekałyby na stopniowe zabieranie im życia przez tą straszną, rzadko diagnozowaną chorobę.
Nie chodzi tu o chwalenie się bo co tu się chwalić, że jestem właścicielką chorób odkleszczowych :D Natomiast prawda jest taka, że to jest piękne, wzruszające, a nawet trochę romantyczne, że jedna decyzja, jednego zmęczonego człowieka może wpłynąć na być albo nie być ludzi, których nigdy nawet nie widział na oczy. Taki rzeczywisty, filmowy efekt motyla.
Nawet kiedy trochę dojeżdża nas życie, a rzeczywistość z wiekiem jest już mniej zaskakująca czy uskrzydlająca, to czasem zdarza się coś, co pokazuje, że życie to jest jakiś kosmiczny cud, w którym zdarzają się rzeczy nadprzyrodzone. Gdzie jedna chwila przewraca życie na głowę lub… je przywraca. Trochę wszyscy jesteśmy motylami, które potrafią zdziałać cuda. Z drugiej zaś strony nigdy nie wiesz jaki motyl będzie miał na Ciebie wpływ jutro lub za chwilę. Dlatego niezależnie ile masz pytań i jak bardzo jesteś zmęczony szukaniem odpowiedzi: jeżeli się na to otworzysz życie jeszcze Cię zaskoczy, a zadecyduje o tym jedna maleńka chwila, której w ogóle się nie spodziewasz…
Z dedykacją dla Pani A., która zgodziła się na publikację Jej historii :)
*
*
dla dociekliwych
8 comments
Ja Ci dziękuję. Dziękuję za motywację i przykład, że z boreliozą da się normalnie żyć i spełniać marzenia :)
Ania… MOŻNA, trzeba walczyć, a życie z chorobą może być piękniejsze niż bez bo się je docenia :)
To była kolejna sobota z dziką niechęcią do wstania z łóżka. Mąż na dyżurze a ja w totalnej niemocy. Z nudów załączyłam telewizor a tam jakaś babeczka opisuje MOJE dolegliwości, chociaż ta druga usilnie jej przerywała… Od razu wlazłam na bloga i co… moje objawy krok po kroku, jakby była przy mnie! Chyba nie jestem jednak śmierdzącym leniem z depresją i hipochondrią (bo wszystkie choroby biorą się z głowy) tylko mogę mieć pamiątkę po kleszczu, po którym rumień tak pięknie wyleczyła mi pani dermatolog trzema tygodniami antybiotyków… Dwa tygodnie temu zakończyłam (chyba z sukcesem) abxy, nadal smaruję się olejkami i piję ziółka, ale dzięki takiej jednej Baśce, której chciało się jechać do Kołobrzegu, czuję się zdrowa i po pół roku L-4 wracam w poniedziałek do pracy! Dzięki Baśka! Jesteś wielka!
Trutniowa…. <3 ja kocham te historie !!!! Dziękuję :)
Jakieś 10 lat temu użarł mnie kleszcz, miałam duży rumień wędrujący…i już. Miewam różne dolegliwości, ale abstrahując od nich, to co ja powinnam zrobić, żeby się tego świństwa pozbyć???
Zgłosić się do lekarza ILADs. Na moim funpage’u facebookowym pod # hashtagiem borelioza znajdziesz duuuży post z lekarzami w całej Polsce
Guardian Angel!!!!!!
Czytając Basiu Twoją historię to jakbym widziała siebie. Przeszlam to piekło, z szukaniem przyczyny objawów, które niszczyły mój organizm przez ponad 10 lat.
Objawy chyba wszystkie możliwe, łącznie z neurologicznymi, gastrologiczne, kardiologiczne, naczyniowe, kostno-stawowe, wypadanie włosów, brak libido, swędzenie skóry, zapadanie podczas snu, bezdech, zwidy, napady padaczkowe, grypowe…
Później koszmar leczenia antybiotykami metoda Ilads u dr Kurkiewicza, co mnie finansowo wykończylo. kuracja 12 mcy
Zdiagnozowalam chorobę 5 mcy po urodzeniu synka. Prawie się czołgałam, płakałam z bezsilności, bólu,braku zrozumienia, a najgorsze było to że nie czułam takiej miłości do synka jaka powinnam czuć,byłam oziębła, nie miałam siły żeby żyć i zajmować się synkiem. Dzieki Bogu najgorsze mam za sobą, mija 3 rok po kuracji, objawy wracają od pół roku. Nie mam pieniędzy na biorezonans.Basiu jakie zioła pić, żeby skutecznie wycofac objawy …Proszę doradź…Pozdrawiam gorąco Monika