O fenomenie Chodakowskiej nie będę się rozpisywać. Temat 3 miliony razy przemielony z każdej strony, więc nie będę dorzucała tutaj swojego (z pewnością odkrywczego :D) punktu widzenia, natomiast żeby było jasne – sukces zawsze szanuję. Natomiast jakiś czas temu byłam na konferencji zapowiadającej nowy magazyn, którego E.CH. jest redaktor naczelną. Będąc dzisiaj na zakupach wyżywiających rodzinę, zauważyłam ową pozycję na wystawie sklepowej. Musiałam zakupić, żeby zobaczyć czy wszelkie składane obietnice zostały spełnione i co zmieni wydane 7,99 w życiu Angeliki z Bytomia…
Każda recenzja musi być trochę nieobiektywna, bo każdy ma swój punkt widzenia, związany z różnymi czynnikami. Zacznę więc od opisu jakim typem ,,active” jestem ja. Otóż jestem typem osoby, który moja koleżanka nazywała wczoraj ,,wszystkie kobiety odchudzają się całe życie, oprócz Baśki”. To prawda – typ baby do nienawidzenia :P Ale wyjaśnijmy – trenowałam bardzo intensywnie taniec 3/4 swojego życia, więc trochę zasłużyłam na urlop. Za gówniary moje ciało wyrobiło sobie wszystkie potrzebne mięśnie i ukształtowało linię brzegową :P Teraz odcinam kupony, bo nie muszę robić nic, a ciało jest. I TO JEST WIELKI PROBLEM. Dlaczego? Bo nie mam motywacji do tego, żeby regularnie uprawiać sport / aktywność fizyczną. Surfing kocham, narty kocham, ale to wszystko sezonowo-lifestylowe historie. Nie ma regularnych ćwiczeń, ciągłej aktywności i do cholery wiem, że to zacznie wychodzić bokiem już za kilka lat. Dlatego szukam motywacji zewnętrznej. Jestem dość początkująca w sprawach zdrowego żywienia, ale mój organizm to z pewnością nie śmietnik, do którego wrzucę obleśny fast food. Taki jest stan rzeczy po krótce :)
Dla takiej osoby jak ja ten magazyn ma następujące MOCNE STRONY:
1. Motywacja do ćwiczeń i bardzo, bardzo ŁOPATOLOGICZNIE rozpisany plan co zrobić, żeby się nie narobić a zacząć. Krok po kroku, szczegółowo, ale jasno i precyzyjnie – konkretne ćwiczenia, ich konfiguracje dzień po dniu, czas trwania poszczególnych bloków i takie tam. I rysuneczki. Czarno na białym, tak żeby każda cielęcinka zrozumiała. To duży plus, ponieważ rozwiązuje najważniejszy problem – jak do cholery zacząć, żeby się chciało i żeby się dało. Cała część związana z ruchem i ćwiczeniami moim zdaniem przygotowana bardzo dobrze.
2. Przepisy. W tej kwestii serio jest klasa. Wszystko mimo że FIT to brzmi i wygląda doskonale. Do tego rzeczy proste, a nie ze składników z kosmosu, których nie wiem na której półce sklepowej szukać. Dużo, fajne, ciekawe.
3. Rubryka z metamorfozami. Szacuneczek. Tutaj pokazana została historia dziewczyny, która schudła dzięki stylowi życia by E.CH. Prawdziwe foty przed i po, nie dające wątpliwości, że ta historia wydarzyła się na serio. Marketingowo – dokonałe, motywacyjnie – jeszcze lepsze.
4. Ćwiczenia z gwiazdą. Urzekło mnie :P Aga Szulim z Ewą Chodakowską podskakujące sobie w najlepsze. Chyba tego jeszcze w gazetach nie było, dla samego tego obrazka warto żyć :D
5. Interaktywność. Czyli kupujesz gazetę, odkładasz jak przeczytasz, miałaś plan, ale o nim w sumie jutro zapominasz. Tym razem wymyślili gazetę interaktywną, z aplikacją, która codziennie męczy smsem, podsuwa nowe przepisy i ćwiczenia każdego dnia etc. Nie wiem czy to dobre i ciekawe, ale przez 2 tygodnie (bezpłatnie) będę próbować, żeby być testerką odpowiedzialną i świadomą. Natomiast (znowu) MARKETINGOWO doskonały chwyt, bo angażuje osobę nie tylko w kilka godzin po kupieniu gazety, tylko mobilizuje na codzień. Interesujące.
Teraz przejdźmy do tej bardziej szarej strony magazynu, czyli SŁABE STRONY:
1. Oprawa graficzna. Wchodząc na rynek z produktem, który jest takim BUM, można było pomyśleć o czymś bardziej… indywidualnym. Kupowanie zdjęć ze stocku z amerykańskimi modelkami to bardzo marny pomysł dla pulchnych Polek, które chcą zrzucić chociaż 3 kilo. Nie można było zrobić kilku sesji ze zwykłymi dziewczynami? Zwykła Ania i Kasia, które wyglądają zdrowo, aktywnie i sprawiają wrażenie, jakby chociaż wiedziały gdzie leży Polska? Moim zdaniem segment docelowy dużo łatwiej utożsamiłby się z taką propozycją podania. Tutaj trochę wiele Joyem i Glamour – wciąż ładnie i estetycznie, ale nie ma nowego pomysłu, dostosowanego do potrzeb targetu. Sprawę ratują sesje Chodakowskiej, które przypominają jednak o co chodzi i gdzie jesteśmy.
2. Artykuły lifestylowe. Bez polotu. Brak felietonów / historii ostrych babek o walce z cellulitem i systemem. Pasowałoby.
3. Na deser najbardziej nieprzemyślana część RUBRYKA: SEX. Serio? Świadoma kobieta chciałaby przeczytać w takim magazynie artykuł o tym, czy gadać w łóżku z facetem czy nie? NIE. Jeżeli ma być to tak mała i nic niewnosząca wstawka, to lepiej całkiem usunąć tematykę SEX, bo niepotrzebnie obniża profesjonalizm pozostałych treści. W takim magazynie w rubryce tego typu oczekiwałabym historii z cyklu: Co jeść żeby libido było jak petarda, czy jakie ćwiczenia wykonywać, żeby mój mężczyzna uznał mnie za kobietę gumę. I tu ponownie – sesja w jakimś Nowo Jorskim lofcie. Nie przypomina mi to Marioli 27 pod kołdrą w Toruniu, która też potrafi być sexi.
Reasumując jest NIEŹLE, a parę rzeczy wartych poprawy, poprawić można. W końcu to dopiero pierwszy numer, a wydawnictwo doświadczenie ma, więc miejmy nadzieję, że pewne rzeczy ulegną zmianie, a inne staną się jeszcze lepsze. Pewnie dla osób, które znają się doskonale na ćwiczeniach, dietach i treningach siłowych/kondycyjnych nie będzie tu wielkich odkryć. Ale dla osobników takich jak ja – odkryć jest sporo, całkiem przyjemnych. Czy warto wydać 7,99? Moim zdaniem WARTO, bo motywacja i każdy skuteczny kop, żeby żyć lepiej jest sporo wart.
Tak czy siak JA- chuda B. mam zamiar ruszyć tyłek nie tylko na pokaz mody i spacer z psami, tylko trochę odpowiedzialniej zająć się swoim przyszłym cellulitem. Wraz z kawałkiem gazety otrzymałam motywację – oby nie chwilową, a magazynowi życzę POWODZENIA :)
Wszystkie zdjęcia (oprócz psów :D) bazują na Be Active nr 1 Lipiec 2015.