To nie będzie tekst o podróży. To nie będzie przewodnik po Camino de Santiago. To nie będą wskazówki jak właściwie iść za tymi żółtymi strzałkami ustawionymi przez setki kilometrów i gdzie spać. To będzie tekst o tym co zapamiętała moja Dusza z tych dni metafizycznej, pieszej wędrówki po Hiszpanii.
Jak wiele razy w życiu osiągnęliście cel, zdobyliście to, czego chcieliście, spełniliście marzenie, a było to jakieś takie… mało spektakularne? Masz takie wspomnienia? Wiem, że tak ;) Przez dużą część naszego życia potrafimy gonić za czymś, co będzie na końcu drogi, jednocześnie wcale nie rozglądając się dookoła. Na szczęście tę lekcję miałam już dawno za sobą wyruszając na Camino de Santiago szlakiem portugalskim wzdłuż oceanu i pięknymi leśnymi ścieżkami. Drogę, którą przez ponad tysiąc lat przemierzają chrześcijańscy pielgrzymi i osoby różnych wierzeń, a także ateiści czekający na podróżnicze uniesienia. Nikt nie pojawia się tam przez przypadek. Jedni powiedzą, że idą do grobu Świętego Jakuba, inni powiedzą, że idą turystycznie, bo chcą dojść do Santiago de Compostella, innych coś niewytłumaczalnego tam przysłało. Powiem Wam co… nas wszystkich przysłała DROGA. Bo…
To droga jest celem.
Każdy fragment tej drogi, każde spojrzenie na niej złapane, źródło, w którym kąpiesz zmęczone stopy, każda historia, która spotyka Cię tam nieprzypadkowo. Każdy kieliszek wina, śmiech na całe gardło, spanie w wieloosobowych salach na łóżku piętrowym, bratnia dusza spotkana na chwilę przez szaloną synchroniczność, każdy smak, każde poczcie zwycięstwa po pokonaniu własnych słabości. Cel nie ma sensu bez świadomie przeżytej drogi. Po prostu nie. To wszystko dotyczy też naszego codziennego życia. Zobaczcie jak często przelatujemy je myśląc ,,byle do wieczora”, ,,byle do weekendu” , ,,byle do urlopu”. Jednocześnie cały czas przegapiając te pojedyncze chwile, w których zawsze czekają na nas cuda. Tu i teraz.
Rozmawiałam na szlaku z wieloma osobami z całego świata, jedni dochodząc do celu mówią ,,płakałem jak dziecko, bo tyle się dla mnie na tym szlaku wydarzyło”, ktoś inny ,,nic nie poczułem dochodząc do Santiago, ale trasa była magiczna, niezapomniana, zmieniła moje życie”. Jeszcze inni nie poczuli nic – ani na trasie, ani u celu. Jak to wytłumaczyć? Co w takim razie sprawia, że ta droga jest tak kultowa, skoro na dwoje babka wróżyła czy coś tam dla Ciebie się wydarzy czy też nie? Moim zdaniem odpowiedzią jest SERCE. Podczas tego wyjazdu wielokrotnie pojawiało mi się zdanie:
Najdłuższa droga w naszym życiu prowadzi z głowy do serca.
Nie pamiętam kto to zdanie kiedyś napisał czy powiedział, ale jest genialne. Prawda jest taka, że możemy przemierzyć góry, doliny, setki kilometrów, możemy być w najpiękniejszych miejscach świata i prowadzić rozmowy, które aż proszą się, żeby uznać je za niezapomniane i… nie poczuć kompletnie nic jeżeli mamy zamknięte serce. Jeżeli nasz punkt ciężkości przesunięty jest do głowy i wszystko chcemy zrozumieć, wszystko oceniamy, WSZYSTKICH oceniamy i kategoryzujemy. Wtedy nasze serce jest skostniałe, zamknięte, nie wpuszcza przez żadną szczelinę tego co czyni życie niesamowitym.
Niesamowite są ludzkie, szczere historie wypowiedziane i wysłuchane z pasją i uwagą, a nie między scrollowaniem instagrama. Niesamowite są emocje przeżyte w pełni, nawet jeżeli są nie do końca wygodne i łza, która popłynie po policzku przy obcej nam osobie, a nie kamienne udawanie, że ,,wszystko u mnie dobrze” . Niesamowite są chwile wyciśnięte na maksa, nawet jeżeli jest to chwila, w której tak bardzo bolą Cię plecy, że nie możesz iść dalej. A w tej właśnie chwili powoli, w swoim tempie przechodzi obok człowiek bez nogi i już wiesz, że to nie był przypadek i wiesz z całą pewnością, że możesz iść dalej. To jest niesamowite. To są małe cuda, które przytrafiają się nam każdego dnia. To jest Camino de Santiago. To może być całe nasze życie.
O wielu z tych cudów i konkretnych historiach niesamowitych osób, które spotkałam na szlaku napiszę w swojej kolejnej książce, która już wręcz płonie. Dzisiaj chciałabym Wam przekazać, że Camino de Santiago to trasa, która zmienia życie jeżeli tylko spróbujemy na tej trasie chociaż trochę otworzyć swoje serca, pokazać się w prawdzie i przede wszystkim tę prawdę o sobie pokazać przez samym sobą.
Podczas tego wyjazdu usłyszałam pewien przepiękny wiersz. Usłyszałam go od Romana, którego aż ciężko nazywać mi ,,Księdzem Romanem”, bo w momentach, które gdzieś tam łączyły nasze ścieżki na szlaku byliśmy po prostu zwykłymi ludźmi bez żadnych łatek – jak każdy tam. Po dojściu do Camino, przed dotarciem do tak zwanego Końca Świata czyli słynnej Finisterry, gdzie symbolicznie zostawia się za sobą stare życie i zaczyna nowe, usłyszałam taki wiersz:
Chociaż przeszedłbym wszystkie drogi,
pokonując góry i doliny
z zachodu na wschód,
jeśli nie odkryłem wolności bycia sobą,
Nigdzie nie dotarłem.
I te słowa wyrwały mnie z butów, które tyle ze mną przeszły. To jest idealne podsumowanie tej podróży, która tak naprawdę jest podróżą wgłąb siebie, do swojego serca, które potem w efekcie może otworzyć się na innych. Nic spektakularnego, autentycznego nie wydarzy się bez naszego autentycznego bycia sobą, bez autentycznego zapytania się siebie ,,Kim tak naprawdę jestem, kiedy jestem sobą?”. Powiem Wam szczerze, że na trasie poznałam ludzi, przy których moje serce wręcz się topiło, mieli w sobie tyle dobroci i mądrości. Od kilku osób, które widziały mnie umorusaną, spoconą, nieumalowaną i ogólnie rzecz ujmując nieświeżą, usłyszałam ,,wolimy Cię taką niż na Twoim instagramie”. Wiecie… tym instagramie, na którym standardy publikowanego kontentu już prześcigają samo National Geographic. Ja usłyszałam, że ta moja wersja niedoskonała, zmęczona, ale najprawdziwsza jest fajniejsza, piękniejsza, milsza. Wiecie jakie to było mocne? Nie dam rady nawet tego opisać, ale wiem, że chcę przełożyć to na każdy frament swojej rzeczywistości. Podczas tego szlaku jeszcze głębiej, jeszcze mocniej uczyłam się bycia sobą. Prawdziwą, nieidealną. Najpierw nieco wycofaną z zamkniętym i oceniających, później otwartym i przyjmującym sercem. W tym drugim etapie zaczęły dziać się CUDA i o nich przeczytacie jeszcze bardzo wiele…
Na koniec chciałabym powiedzieć, że jeżeli ciągle Was do takiej podróży, pielgrzymki, zwał jak zwał – ZRÓBCIE TO.
Jeżeli coś Cię tam ciągnie to znaczy, że jest tam coś dla Ciebie do odkrycia.
I chociaż przejście kilkuset kilometrów pieszo może wydawać się mało atrakcyjną i bolesną formą spędzania czasu, to od wszystkich. z którymi było mi dane dzielić tę podróż na samym końcu usłyszałam, że było to spektakularne doświadczenie, którego nie da się porównać do niczego, co do tej pory przeżyli. Dobra rekomendacja? Doskonała ;) Z tego miejsca muszę powiedzieć, że istnieje człowiek, który kocha ten szlak całym sercem i jestem przekonana, że jest najlepszym przewodnikiem na tej trasie jakiego można sobie wyobrazić, bo robi to z totalnej misji i zabrał na ten szlak już setki osób – jeżeli macie pytania o szlak to zdecydowanie do Niego. Kuba dziękuję za Twoją pasję i wierzę, że w przyszłości pomożesz zabrać mi na tę drogę masę ludzi. Chciałabym też podziękować wszystkim, z którymi wybrałam się i przebyłam tę drogę. Z jednymi nasze szlaki przecięły się tylko na chwilę, z innymi na wiele długich momentów. Każdy z nich był dla mnie niezapomniany i ważny, bo dla mnie liczyła się droga – każda minuta, każda sekunda, każde zdanie i uśmiech. jeżeli dzieliłaś / dzieliłeś je ze mną – z całego serca dziękuję <3
Ten tekst zakończę jeszcze jednym fragmentem wiersza, który przytoczyłam wcześniej, bo na samym końcu w tym są wszystkie odpowiedzi.
Chociaż widziałbym wszystkie zabytki
i kontemplując nad najpiękniejszymi zachodami słońca,
chociaż nauczyłbym się pozdrowień w każdym języku,
lub spróbowałbym czystej wody z każdego źródła.
Jeśli nie odkryłem kim jest autor
całego tego piękna i pokoju…
Nigdzie nie dotarłem.
Fajnie, wspaniale, cudownie… Boże, Wszechświecie zwał jak zwał, że w sposób absolutnie metafizyczny wysłałeś mnie na ten szlak. To była wspaniała droga, która chociaż tego nie planowałam, wywróciła moje wnętrze do góry nogami. Planuję dzięki temu zrobić z życia prawdziwe DZIEŁO SZTUKI…
Kto idzie ze mną w tę drogę? ;)
3 comments
Trzymam kciuki! Brak mi słów na ten wpis..
Jest tylko wzruszenie….Camino wzywa i mnie,ale kiedy tam pojde wie tylko Bóg ..Pieknie że to robisz Basiu. Pozdrawiam Magdalena
Basia! Kiedy Ty zdążyłaś to wszystko napisać? Przecież my wróciliśmy 3 minuty temu! :))
Dzięki za przepiękny czas i cudowne towarzystwo w drodze do Santiago. Na milion procent to nie koniec, ale początek tej drogi. Życie jest piękne!
Gdzie jest ta obiecywana książka?