Sto lat temu założyłam bloga o ,,Skazanej na sukces”. Wtedy jako nastoletnia dziewczynka byłam święcie ale to ŚWIĘCIE przekonana, że SUKCES = SZCZĘŚCIE. Dochodzisz do jakiegoś magicznego momentu, w którym od teraz już wszystko jest dobrze, twoje życie jest jak błyszcząca tęcza i ogólnie jest totalnie ekstra już zawsze. Mocno się myliłam, bo szukałam szczęście nie tam gdzie było już od dawna… Chyba żeby na 100% się o tym przekonać najpierw trzeba ten sukces osiągnąć… Przynajmniej tak muszą zrobić głupi ludzie mojego pokroju. Muszą dążyć do tych wszystkich zabawek z przepaską na oczach po to, żeby zorientować się, że są one co najwyżej dodatkiem i umilają ten najprostszy i najlepszy stan, który nazywa się zwykłym (niezwykłym) SZCZĘŚCIEM. Stan dostępny dla wszystkich – również tych, którzy nie mają grosza przy dupie, drugiej połówki czy prawej ręki. Szczęście jest kompletnie niezależne od tego co masz lub czego nie masz, a także co osiągnąłeś i to jest ŚWIETNA INFORMACJA.
Zdjęcia: Karol Niziołek / karolniziolek.com
To wszystko musi brzmieć zabawnie od osoby, która ,,skazała siebie na sukces” i stworzyła takie a nie inne hasło dla swojego bloga, ale może tym bardziej powinno to dać do myślenia. Oczywiście jest sporo prawdy w tym, że sukces daje satysfakcję – głównie dlatego, że daje wiele możliwości – nowych sytuacji, które ekscytują, nowych miejsc, które zachwycają, rzeczy, które zaspokajają i tak dalej. Jednak jak to wszystko już masz, to między jednym a drugim cudownym BODŹCEM wynikającycm z posiadania sukcesu pozostaje element jakiegoś braku, mimo że masz już wymarzoną pracę, cudowne wycieczki, ukochanego, mieszkanie, przyjaciół i wszystkie inne cukierki, po które przyjeżdża się z małego miasta do wielkiego świata. Satysfakcja oczywiście często się zdarza – ale od kolejnego sukcesu do następnego, OD BODŹCA DO BODŹCA, a między nimi… czekanie na kolejne WOW. Wychodzi na to, że sukces jest źródłem BODŹCOWEJ SATYSFAKCJI, od której nawet można się uzaleznić, ale nigdy STAŁEGO SZCZĘŚCIA. Więc gdzie w takim razie leży to wielkie szczeście? Myślisz sobie: ,,może muszę osiągnąć jeszcze więcej, mieć więcej, rozwijać się bardziej…?”. Ale jeżeli za człowiekiem jest już dość długa droga, to zaczynają otwierać się jakieś wewnętrzne oczy, które uświadamiają, że coś z tym SUKCESEM jest nie tak… Albo raczej z tym jaką wartość mu się nadało. To poczucie braku wynika z niczego innego jak tylko i wyłącznie ze… ślepoty.
Założę się że jest tu wiele osób, które żyją w następującym systemie: budzę się rano – pierwsza myśl to rzeczy do zrobienia / w dzień pędzę / wieczorami walnę sobie kieliszek winka dla rozluźnienia bo głowa mi paruję / obejrzę serial lub zagram w grę, żeby czymś zająć myśli, które cały czas wirują / idę spać: przed snem myślę o rzeczach do zrobienia / w weekend rozwiążę kokardki na dobrym melanżu, żeby odreagować tydzień. I potem dalej, dalej, dalej w poszukiwaniu bodźców i satysfakcji, aż przytrafia się jakiś SUKCES na drodze do tego zaprojektowanego SUKCESU OSTATECZNEGO i myślisz ,,warto było”. Wracasz do biegu, w którym znów dudni wieczne oczekiwanie na satysfakcję, akceptację innych oraz uciekanie od prawdziwych myśli. To jest klasyk. Tak w wielkim mieście wygląda życie większości osób – sama miałam taki moment, na szczeście niezbyt długi. W tym systemie nie ma ani jednej chwili na czystą głowię, bycie w spokoju ze SWOIMI myślami i emocjami. Dzisiaj od myśli się ucieka, bo jest w nich dużo niepokoju, ocen i oczekiwań, a emocje zagłusza głośniejszymi bodźcami lub używkami, żeby nie czuć lęku. I tak w kółko na wielkiej karuzeli, na której już dawno własne JA przestało być w centrum.
*
*
Co zrobić, jak się z tego wyplątać?
Ostatnio mało piszę, bo lubię przelewać tutaj gotowe odpowiedzi i rozwiązania w momentach, kiedy sama je uzyskuje. Mam jeszcze sporo znaków zapytania, ale są na tyle ciekawe, że chociaż nie są kolejnym gotowym przepisem, to wydaje mi się, że nawet te niewiadome okażą się jakimś drogowskazem. Wydaje mi się, że już złapałam to rozwiązanie za ogon i całkiem mocno je trzymam, bo ostatnio z japy nie schodzi mi uśmiech. Ale póki co sama dość niepewnie stąpam po nowym gruncie i czekam czy ten narkotyk będzie trwał wiecznie.
Ten narkotyk to w bardzo dużym skrócie ŻYCIE – tu i teraz a potem trochę w chmurach. Okazalo się, że w poszukiwaniu ,,wielkich rzeczy” kompletnie zapomina się o tych mikroskopijnych, a przede wszystkim o… sobie. Cały czas od rana do nocy latają w głowie myśli typu ,,jak to załatwić / jak to zdobyć / to mam do zrobienia / to chciałabym mieć…” – w niektórych kręgach filozoficzno-religijnych nazwano by to sprawami EGO. Jednocześnie te myśli skutecznie wypychają prawdziwie podstawowe kwestie typu: ,,jak się czuję / co mnie otacza / co mnie boli / co sprawia mi radość / co mnie relaksuje”, które związane są z takim wynalazkiem jak DUSZA, czyli nasze życie wewnętrzne niezależne od tego co mamy do zrobienia, w co jesteśmy ubrani lub też ile lajków za to dostaliśmy. Takie przyziemne tkwienie w sprawach do załatwienia, rzeczach do posiadania i rachunkach do zapłacenia separuje od… prawdziwych emocji, odczuć, kontaktu z samym sobą, delektowania się zapachem wiatru / drzewa / herbaty. BYCIA TU I TERAZ. Nie miałam pojęcia, że to tak cholernie ważne. Nie miałam też pojęcia, że przez dość długi czas tak mocno o tym wszystkim zapomniałam. Paradokasalnie okazuje się, że sukces może bardzo przeszkodzić w ,,zmądrzeniu” bo jak cały czas dzieje się wokół Ciebie coś turbo spektakularnego to nawet nie myślisz o zapachu kwiatów czy o spokojnym spacerze. I tak właśnie zaczyna się wielkie zagubienie.
Teraz cały czas zauważam zgarbionych ludzi idących po ulicach z nieobecnymi oczami, zagmatwanych w swoich myślach, totalnie odseparowanych od tego co ich otacza, co znajduje się dookoła – brną, brną, brną do spraw do załatwienia i rzeczy do odhaczenia i MARTWIĄ SIĘ, mimo że najcześciej nie ma czym. Doskwiera nam jakiś wielki, masowy, niezrozumiały strach. Znam to doskonale – pewnego dnia jednak wzięłam głeboki oddech, wyprostowałam się i spróbowałam odciąć się od tego co wczoraj, jutro lub zaraz, tylko być TERAZ. Na początku ta zwykła prostota okazuje się dramatycznie trudna, a w mocno przebodźcowanym i szybkim życiu ciężko jest utrzymać myśli razem z ciałem TU I TERAZ. Z czasem jednak ta nowa codzienność staje się prawdziwym SPA dla umysłu, takim azylem spokoju i satysfakcji. Takie odsunięcie na bok spraw związanych z EGO, a skupienie się na nazwijmy to ,,imprezce wewnętrznej” jeżeli nie chcemy używać wzniosłego wyrazu DUSZA, daje dużo nowych odkryć, a w rezultacie mnóstwo spokoju i satysfakcji. Ostatnio często słyszę ,,Idziesz jak burza! co dalej?”. Pierwszy raz w życiu z absolutnym przekonaniem jestem w stanie odpowiedzieć ,,Niczego nie planuję, na nic nie czekam, jest idealnie dokładnie tak jak jest.”
Powiecie ,,wariatka!!! co to wszystko niby znaczy?” i nawet trochę się z Wami zgodzę, bo żeby to wszystko wytłumaczyć potrzeba chyba przestrzeni w grubej książce, a nie w jednym poście. Co więcej ktoś, kto jeszcze nigdy nie miał żadnego poważnego okresu przejściowego w swoim życiu może uznać to za wielkie, niepotrzebne bla bla bla – ale ta sama osoba zrozumie ten tekst za kilka lat ;)
Ta historia mojego ,,odkrycia” jest dość niesamowita, zawiła, a nawet metafizyczna i kiedyś ją opowiem, bo była to forma… przebudzenia :) Przebudzenia, które trwa już dość długo i ciągle daje mi prawdziwą satysfakcje – od rana do wieczora, od piątku do niedzieli i to jest mój nowy wymiar sukcesu. Właśnie takiego sukcesu bardzo mocno Wam wszystkim życzę, bo on istnieje niezależnie od świetnej pracy, cudownego związku czy wypchanych kieszeni. Istnieje zawsze TU I TERAZ, a nie za chwilę – nazywa się po prostu… SZCZĘŚCIEM :)
Zdjęcia: Karol Niziołek / karolniziolek.com
Sukienka: Maciek Sieradki / niedługo dostępna na: DZKY
8 comments
Hej Baśka! Świetny wpis. Jestem tu od prawdziwych początków Twojego bloga, jeszcze z czasów wyjazdów do Stanów i wszelakich sesji zdjęciowych. :) Mega fajnie patrzy się na Twoją ścieżkę kariery z perspektywy fotela i osoby zupełnie obcej, a przy tym obiektywnej. Zawsze tryskałaś optymizmem i widać było, że w głowie masz poukładane! Takie podejście do tematu szczęścia jest mi naprawdę bliskie. Pół roku temu wróciłam z podróży po Nowej Zelandii, w którą wyruszyłam w pojedynkę. Muszę przyznać, że dopiero tam otworzyły mi się oczy na wszystko, co wokół, na odczuwanie wszystkimi zmysłami i na bycie tu i teraz. Bałam się, że zatracę to po powrocie do kraju i codziennych obowiązków. Na szczęście, jak człowiek raz tego doświadczy, to nie ma już z tej ścieżki odwrotu. Życzę tego wszystkim! Tobie natomiast niesłabnącego optymizmu, Basia :)))
Pozdrawiam!
Asia… jak miło!!!!!! <3 Stali czytelnicy to jest totalny miód na moje serce :) Nowej Zelandii bardzo zazdroszczę i liczę, że moje “obbjawienie” będzie równie trwałe jak to Twoje w raju :)
Jak mi jest bardzo, bardzo źle to wystarczy, że pomyślę o moich wspaniałych Córkach. To, jakie są tak mnie uskrzydla, że daję radę. Wtedy przypominam sobie – przecież JESTEM SZCZĘŚLIWA. Chociaż takie myślenie przy bagażu problemów……czy to nie stan chorobowy też się często zastanawiam. Ale lepsza taka choroba niż wszystkie inne jakie by nie były. Basiu jesteś 1/3 mojego szczęścia. Całuję!!!!!!!
Great Photos!!!
Dzień dobry! Nazywam się Krystyna mój mąż właśnie leży w szpitalu i on sam podejrzewa u siebie Bolerioze bo lekarze nie potrafią mu pomóc. Właśnie ma takie objawy jak bóle stawów, mięśni i gorączka która przychodzi wieczorem.Bierze tylko leki przeciwbólowe i przeciwgoraczkowe. I mam tu pytanie jakie to byly antybiotyki jaką miały nazwę co Pani pomogły? Bo na pewno nie były to same zioła! Dziękuję za poważaniem Krystyna.
Pani Krystyno niestety nie pamiętam już wszystkich . Wiem, że była doksycyklina dwa inne :/ Powinniscie państwo pilnie zrobić porządne badanie w kierunku boreliozy. W szpitalu go nie mają. To musi być KKI, LTT lub LymeSpotRevised.
Dorcia… <3 !!!
Powyższy post skomentuje następującymi słowami: Szczęście nie zależy od czynników zewnętrznych lecz od relacji z Bogiem i od nastawienia do życia. Ponadto: Najgorszym nieszczęściem jest bycie nieszczęśliwym pomimo świadomości i wiedzy o tym, jak to szczęście osiągnąć i z czego ono naprawdę wynika. Ludzie nie wiedzą z czego wynika szczęście, myślą że od ilości posiadanych dóbr materialnych – dlatego nie mają prawa być szczęśliwi. Tu ich problem. Gorzej jeśli ktoś wie od czego zależy prawdziwe szczęście, a nadal jest nieszczęśliwy…..