Jak człowiek ma dziwną pracę, to czasem trzeba zrobić nawet więcej niż piruet, żeby wykonywać swoje zadania jak należy. I tak oto stanęło przede mną wyzwanie na miarę herosa (dla osoby, która trochę zapomniała czym jest kondycja) – musiałam trzasnąć Chodakowską z Chodakowską!
Przyznam, że odczuwałam pewien rodzaj stresu związany z treningiem, bo miałam przyjemność obserwować z kanapy moją siostrę, która przed telewizorem walczyła z tymi ćwiczeniami. Po 20 minutach miała śmierć w oczach, a że zawsze była typem raczej wysportowanym, to miałam podstawy do obaw, że JA MOGĘ NIE PRZETRWAĆ. Faktycznie okazało się, że moje obawy są mocno uzasadnione, bo cholera nie była to kaszunia z mleczuniem. Mimo że te wszystkie ćwiczenia wyglądają jak totalne NIC, to okazuje się, że przy nastym powtórzeniu zaczynają być mordercze. Były prawie wyplute płuca, było ,,o kurwa” parę razy i duża wątpliwość czy ogarnę. Ale jednak dotrwałam i zadanie ukończyłam. MOMENT NA BRAWA. Ale kiedy brawa ustają… zostaje ja i moje kolosalne zakwasy.
Podstawową różnicą w tym treningu jest jego tempo, które cały czas utrzymywane jest na poziomie rozgrzewki w tradycyjnych zajęciach, w których do tej pory uczestniczyłam. I like! Na zwykłych treningach jakoś szybko się nudzę i ze zniecierpliwieniem patrzę na zegarek. Energia też jest klawa, bo nie od dziś wiadomo, że filozofia Ewy Ch, bardzo mocno bazuje także na motywowaniu słownym, integrowaniu się z tłumem i indywidualnym podejściu. Atmosfera w studiu mocno przyjazna i domowa, w przeciwieństwie do tradycyjnych klubów, gdzie odbijasz kartę i nie znasz ani osoby z szafki obok, a z postacią za ladą wymieniasz tylko ,,na TBC”. A że ja jestem człowiek towarzyski, to układ pro-integracyjny bardzo mi odpowiada.
W swojej radosnej pracy nauczyłam się nie oceniać ludzi po krótkim kontakcie – ani pozytywnie, ani negatywnie. Głownie dlatego, że w odpowiednich okolicznościach często wiele się zmienia i ocena w 5 minut okazuje się błędną. Dlatego nie będę wynurzać się o mojej sympatii, bądź jej braku, ale mam silne wrażenie, że słynna Chodakowska to osoba, która ma w życiu prawdziwą, nieudawana misję, którą zaraża. Chociaż zrobienie z tej misji medialnego przedsięwzięcia w pewnym momencie kariery faktycznie mogło przerodzić się w wyszukany typ harakiri. Ale jeżeli wytrwa w tym niezbyt łatwym świecie, to będzie klawo, dziewczyna sobie poradzi, a kameralne kluby pod jej logiem, będą mnożyć się jak dzikie.
Nie wszystkie elementy filozofii tego ,,ruchu” muszę rozumieć (motywacyjne filmiki w klimacie NLP!), nie muszę także nagle zmieniać życia o 180 stopni i traktować Jej książki jak Bilblii, a autorki jak wyroczni życia, śmierci i przemijania. Ale przyznam, że po wizycie w tym klubie nieco bardziej rozumiem fenomen owocujący prawie milionem fanów. Jest to solidna dawka endorfin i motywacji do tego, żeby może zamiast cheesburgera zarzucić sobie jogurt. Przyznam, że zostałam nieco zarażona i bardzo poważnie rozważam nabycie płyty i trzaskanie ćwiczeń przy zdziwionym wzroku psa. A że przy okazji będzie więcej okazji żeby próżnie wskoczyć w nowe Najeczki, to why not :)
PS była ze mną kamera, a nawet była przy mnie. Podzieliłam energię między pompki, a nagrywanie go pro z ręki, więc należy docenić i efekty zobaczyć –> Trening!
5 comments
o Barbara dałaś czadu :D
Czad! :)
poradziłas sobie dziewczyno brawo :) dobry ten napój ze zdjeciem?
Baśka,jak zwykle primo;) jaki to model tych cudnych butów?
Oooo total!
Mnie od dawna kusi trzaskać jej filmy na poślady, ale jakoś nie mogę się zmotywować do wygibasów przed laptopem, toż to kot by mnie obśmiał. :D