Przedstawiam Wam dwóch gigantów, dwie najważniejsze motywacje, które targają życiem każdego z nas – moim, Twoim i Twoim też. Zapnijcie pasy, bo po tym prysznicu świadomości może zmienić się wszystko.
Bardzo lubię teorię, którą przeczytałam kiedyś w jednej z książek Tony’ego Robbinsa i zgadzam się z nią w 100%. Otóż chodzi o to, że wszystkie nasze decyje, ruchy, postępowanie, właściwie WSZYSTKO, co robimy jest podyktowane tylko 2 rzeczami, a konkretnie jedną z dwóch:
DĄŻENIEM DO SZCZĘŚCIA
UNIKANIEM CIERPIENIA
Nie jest ważne czy sprawa dotyczy założenia konta na instagramie, wzięcia (lub nie) kredytu na mieszkanie, unikania związków czy ciągłego randkowania. Każda decyzja naszego życia dotyczy na samym końcu tych 2 kwestii. Bardzo ważne pytanie jest następujące.
Która z nich targa Twoim życiem?
Oczywiście w różnych sytuacjach te “motywacje” mogą się od siebie różnić, ale sprawa robi się niepokojąca, kiedy większosć decyzji jest podyktowana unikaniem cierpienia. Dlaczego? Bo za tym nie stoi progres, nie stoi rozwój tylko obudowywanie się kołderką bezpieczeństwa. Jeżeli nigdy nie zainwestujesz, bo boisz się że Ci zabraknie, jeżeli nie wchodzisz w relacje, żeby się nie rozczarować, jeżeli nie wyjeżdżasz za granicę, bo tam jest nieznane i tak dalej. Za szeregiem takich decyzji nie ma satysfakcji, tam nie ma zmian, tam nie ma upragnionego życia tam jest unikanie cierpienia. Tam jest bezpiecznie i znajomo, ale raczej bez fajerwerków.
W Polsce jesteśmy wychowani w społeczeństwie, które zaprogramowane jest typowo na unikanie cierpienia. Może być do dupy ale stabilnie, żeby “związać koniec z końcem”, żeby “starczyło do pierwszego”, żeby “mieć dach nad głową”, a chłop jest ok, bo “nie pije i nie bije”. Widzicie to? To są takie niewinne hasełka, które wielokrotnie zasłyszane jednak kształtują jakiś szablon w naszych głowach. Gdzieś podświadomie często wydaje nam się, że nie powinniśmy nawet marzyć o wielkich rzeczach, bo to jakieś nie dla nas, za dużo, przecież muszę cieszyć z tego co mam, a nie “wymyślać”, “w głowie się poprzewracało” powiedzą niektórzy. To wszystko spowodowane jest właśnie tym, że byliśmy wychowywani w społeczeństwie, którego główną motywacją jest UNIKANIE CIERPIENIA. A Szczęście? Gdzieś tam może czeka, ale kto to wie, może i nie.
Tymczasem przefruńmy za ocean. Tam w USA wszyscy od dziecka programowani są na zwycięzców. Jest “american dream”, “od zera do milionera”, “yes, you can” i w ogóle wszystko co robisz jest “awesome”. Tam główną motywacją jest DĄŻENIE DO SZCZĘŚCIA, dlatego tak wiele szalonych historii o wielkich sukcesach, karierach i odkryciach ma źródło właśnie tam. Tam ludzie nie mają problemu z ryzykiem, odważnymi decyzjami, zaciąganiem kredytów i stawianiem wszystkiego na jedną kartę. Jak pokazała przeszłość nie wszystkie z tych rzeczy doprowadziły ich do dobrych punktów w historii ekonomicznej kraju :P Bo z tym jak ze wszystkim – dobry jest BALANS. Ale z całą pewnością wychowując się w Ameryce, masz dużo większą łatwość do podążania za marzeniami niż rodząc się w naszym pięknym kraju w klasycznej, polskiej rodzinie.
Ok – tak było do teraz. Teraz już wiesz co targa Twoim życiem, więc trochę nie masz już wyjścia, będziesz musiał coś z tym zrobić :P
A co można z tą wiedzą zrobić w codziennym życiu? Można popatrzeć trochę z pozycji zewnętrznego obserwatora na nasze decyzje i poszczególne obszary życia jak związek czy praca i zadać sobie pytanie: unikam cierpienia czy dążę do szczęścia? Każda odpowiedź jest ok, na każdą z nich jest etap w życiu, moment i żadna z nich nie jest zła czy dobra. Najważniejsza nie jest ocena, a ŚWIADOMOŚĆ – jak ją mamy przestajemy być taką foliówką na wietrze, która nie wie co się z nią dzieje.
Świadomość to pierwszy krok i na ten moment wystarczy, to już zacznie zmieniać coś w Twoim życiu. Moim jednak zdaniem pozostanie w “unikaniu cierpienia” przez całe życie i we wszystkich obszarach, nie jest rozwojowe, nie doprowadzi Cię do szczęścia, nie da Ci życia, które byłoby dla Ciebie na prawdę fajne, miłe i satysfakcjonujące. Warto na początek chociaż w jednym obszarze wybrać “dążenie do szczęścia” – tak, wiem to czasem łączy się z wizją “cierpienia” w formie strachu, niepewności, nieznajomości tego co jutro i tak dalej. Tak właśnie smakuje wychodzenie poza znaną strefę – trochę niebezpiecznie. Dlatego nie da się jednocześnie w 100% dążyć do szczęścia i w 100% uniknąć cierpienia, ale można w tym bardzo fajnie balansować, żeby zmiany były jednak dla nas możliwie jak najłagodniesze, ale jednak nastawione na to, czego na serio chcemy.
Zostawiam Cię z tym pytaniem: Wolisz unikać cierpienia czy dążyć do szczęścia? Jaką motywację wybierasz na swoje życie? Z jakim scenariuszem się pokornie pogodzisz, a po jaki na prawdę chcesz sięgnąć?