Każdy z nas ma w sobie taki jeden, cichy głos. Głos, który wie na pewno. Jedni nazwą go głosem serca, inni duszy, a inni mówią, że to INTUICJA. Zazwyczaj jest na tyle cichy, że omijamy go wielkim łukiem, dużo chętniej sięgając po doradztwo naszego umysłu. Tymczasem to ten mały, subtelny głos podpowiada Ci właściwe rozwiązanie. Czy faktycznie nie zawali się świat, kiedy tego głosu nie posłuchasz? Intuicja… olewasz ją? Oto skutki uboczne…
Wyobrażmy sobie kilka scenariuszy.
Jesteś w jakiejś relacji czy to przyjacielskiej, romantycznej czy zawodowej – wszystko na obrazku jest ok. Każdy dałby się pokroić za taki związek, za takiego faceta co wygląda jak z teledysku, ale czujesz w środku, że chyba nie jest z Tobą szczery. Zalepiasz to – pewnie Ci się wydaje, nie chcesz tego psuć swoimi domysłami. Każdy dałby pokroić się za zgraną grupę przyjaciół, która jest przecież taka super, ale Twoja intuicja podpowiada Ci, że Twoja przyjaciółka nie jest Ci w 100% oddana, że to co mówi nie do końca składa się z tym jak jest. Olewasz ten cichy głos, żeby nie rujnować przyjaźni. Wszyscy daliby się pokroić za pracę, do której stoi kolejka chętnych na Twoje miejsce, czujesz w środku, że jednak ta praca uderza w Twoje podstawowe wartości – Twoją wolność.
Patrzysz na te wszystkie sytuacje i mówisz: “no tak, niejeden pokroiłby się, żeby być na moim miejscu, a ja narzekam”, więc mimo tego, że często nasz wewnętrzny głos, maleńki, mikroskopijny doradca mówi Ci COŚ JEST NIE TAK, to Ty zgodnie z tym, że na chłopski rozum jest wszystko wspaniale, postanawiasz również jak tysiące innych… za tę sytuację się pokroić. I mimo tego, że wciąż Cię coś uwiera, czujesz, że nie jest ok, czujesz że maleńki głosik, którego nawet nie śmiesz nazywasz intuicją – coś Ci coraz wyrażniej podpowiada – Ty przekonujesz samego /samą siebie, że wszystko jest ŚWIETNIE. Może być też tak, że trzymasz się czegoś tak kurczowo, bo nie chcesz przyznać się do pomyłki, ponieść porażki lub przykładowo ta praca zapewnia Ci fajne pieniądze, więc nawet nie chcesz dopuścić tego małego głosu do siebie, żeby nie zrujnował Ci komfortowej finansowo sytuacji przez jakąś wolność – “w głowie się jej poprzewracało” powiedzą tlumy i babcia :D
Znacie to?
Jestem pewna, że chociaż w jednej z takich relacji lub sytuacji kiedyś byliście. Czy taki głos intuicji można ignorować? Ależ oczywiście, że można – robi to nałogowo porażająca część społeczeństwa. Tylko to, że robią to wszyscy nie znaczy, że to rozwiązanie jest dobre, albo chociaż przyzwoite. Dlaczego? A no dlatego, że ten mały głosik to Twoje JA! Najprawdziwsza wersja CIEBIE, ta która powinna być dopuszczana do głosu jako pierwsza – dużo wcześniej niż umysł. Serce jest do podejmowania decyzji, umysł do wykombinowania jak tą decyzję poukładać, co z nią dalej zrobić – NIE NA ODWRÓT.
Jeżeli jednak na bieżącą bagatelizujesz głos swojego JA, nie myśl sobie, że obaliłeś przeciwnika. O nie nie. Swojego JA nie da się uciszyć, pojawi się, ale w bardzo podstępny i NIEPRZYJEMNY sposób. Pojawi się frustracja w stosunku do faceta czy przyjaciół. Będziesz na nich fukać, wybuchać, atakować o pierdoły nie wiedząc nawet dlaczego. A no dlatego, że uciszasz swój głos, który od dłuższego czasu mówi Ci, że coś jest nie tak, że ta relacja Ci nie leży, ale wciąż się oszukujesz bądź boisz i nic z tym nie robisz. Efekty uboczne olewania to nie tylko frustracja – to jest jeszcze pikuś. Kolejnym poziomem są lęki – pożegnałam dawno temu okraszając to pożegnanie tańcem zwycięstwa :P Natomiast wiem co oznacza to paskudztwo. Lęk, którego nie umiesz w ogóle wytłumaczyć – pojawiający się w zaskakujących nawet dla Ciebie sytuacjach, ściska w brzuchu, klatce, gardle, spłyca oddech i powoduje, że boisz się wszystkiego, mimo że na chłopski rozum nie musisz bać się niczego. Lęk może być objawem właśnie konfliktu wewnętrznego – Twoje ja mocno zacząło walić do drzwi, a Ty wciąż chcesz je uciszyć – boi się, że to wszystko wymyka się z TWOJEJ ścieżki, na którą prowadzi Cię serce. Ale serca już nie słychać, słychać lęk. Niestety to jeszcze nie jest kolejny poziom – jeżeli latami zasypujesz potrzeby swojego JA idąc za głosem tego co wypada, tego co dobre według ogółu, tego co uważają rodzice itp, zaczniesz chorować. Twoje ciało nie zniesie na dłuższą metę tej maskarady i dowali Ci z grubej rury. Niekoniecznie musi być to depresja bezprośniednio związana ze stanem psychiki – mogą to być ciągłe przeziębienia, osłabienie, nawracające infekcje czy dużo gorsze sprawy, o których nawet nie będę tutaj wspominać. Szastasz się tak długo i tak mocno, że po iluś latach i tak musisz to wszystko rzucić w cholerę – związek, pracę, bo wiesz, że już dalej nie dasz rady tak żyć, chociaż wcale nie wiesz o co do końca chodzi.
Oto własnie efekty uboczne przewlekłego OLEWANIA INTUICJI, olewania swojego prawdziwego JA. Pomyślelibyście? A mogło być tak pięknie… Przytoczmy alternatywne scenariusze poprzednich sytuacji.
Postanawiasz pogadać ze swoim facetem – wprost, ale bez oskarżeń, mówić po prostu o swoich odczuciach. Dowiadujesz się, że dobrze wyczułaś tę nieszczerość – chłop ma dług do spłacenia, do ktorej wstydził się przyznać, albo kłopoty w rodzinie, których się krępował. Wiesz na czym stoisz. Możecie to przegadać, przepracować, po jakimś czasie sytuacja znika – wraz z Twoimi lękami.
Twoja przyjaciółka nie jest Ci oddana w 100% – czujesz to na bank. Postanawiasz z nią o tym pogadać. Albo powie Ci, że jesteś wariatką i wtedy już wiesz, że nie jest oddana w 100% :P albo może też Cię wysłucha i znajdzie z Tobą źródło tych obaw. Może masz pełne prawo tak się czuć, bo ma nową pracę, chłopaka czy inną przyjaciółkę, a Ty czujesz się odsunięta, a ona nie miała o tym pojęcia. Przegadacie to, powiecie sobie, że jesteście dla siebie ważne i zamiast na siebie fukać zaczniecie spędzać ze sobą bardziej wartościowy czas. Twoja intuicja już nie musi pukać, znika frustracja.
W Twojej pracy jest fajnie, ale ewidentnie Twoja intuicja podpowiada Ci, że granice Twojej wolności są przekraczane – zostajesz non stop po godzinach, nie są szanowane Twoje weekendy. ALE praca jest dobra, stabilna, świetnie płatna i przecież “każdy tak pracuje, taki jest świat”. Jeżeli jednak się z tym nie zgodzisz możesz iść do szefa i spokojnie powiedzieć, że potrzebujesz konkretniejszych ram pracy, żeby działać efektywniej, że aktualny stan powoduje, że spada Ci wydajnosć i motywacja w pracy, a Ty chcesz być po prostu dobrym pracownikiem. Sprawdź co się stanie, z moich doświadczeń wynika, że szefowie potrafią zaskakiwać. Zaczynasz chodzić do pracy z przyjemnością, nie męczy Cię żaden chochlik, nie ma frustracji, nie ma chorowania – jest FAJNIE i po Twojemu, nie musisz za kilka lat rzucać pracy będąc na skraju upadku zdrowia.
Oczywiście przy konfrontacji może też okazać się, że facet ma kochankę, przyjaciółka to franca, a praca to obóz zagłady. Pewnie. I wtedy trzeba będzie to rzucić w cholerę prędzej czy później. ALE jak widzisz jeżeli się nie skonfrontujesz tak czy siak będziesz musiała to rzucić, ale dużo później z nagromadzoną frustracją, lękiem lub na zwolnieniu chorobowym. A można było tego całego cyrku uniknąć… BĘDĄC OD POCZĄTKU SZCZERYM ZE SOBĄ. Resumując NIE MASZ WYBORU, Twoje ja zawsze wyjdzie na wierzch – pytanie czy przy Twojej spokojnej zgodzie (choć lekkim ryzyku), która prowadzi do harmonii czy przy Twoim oporze w postaci frustracji, chorób i lęków (czyli olbrzymiego ryzyka)? Wybór wydaje się być jasny jak słońce…
Nie wiem skąd wziął się ten straszny trend, żeby uznawać, że to co wszyscy uważają za słuszne jest rzeczywiście słuszne. Skąd wzięło się zakopywanie głosu intuicji pod dywan, kiedy nasze babcie tak dużo o intuicji mówiły. Nie wiem co się stało, wiem jednak co można zrobić. Można zacząć SŁUCHAĆ CICHUTKIEGO GŁOSU SWOJEGO SERCA i go po prostu wysłuchać, sprawdzić co ma do powiedzenia – nie walczyć z nim, spróbować trochę się z nim zgodzić. Obiecuję, że mimo wstępnego pozornego ryzyka na końcu nie ma żadnej katastrofy – wręcz przeciwnie. Jest piękne życie W SPOKOJU, w zgodzie ze sobą i swoimi wartościami, ze spokojnym budzeniem się rano i kończeniem dnia z uśmiechem.
Tego Wam życzę. Słuchajcie swojej intuicji <3