Ostatnio wychodząc z zajęć francuskiego, moja Pani Profesor powiedziała do mnie zdanie ,,Kto czyta książki, żyje dwa razy”. Są to słowa Umberto Eco, przy których każdy kto czyta, zatrzyma się na chwilę i pomyśli TAK !!!. Chyba ciężko jest lepiej ubrać w wyrazy fenomen słowa pisanego. Co więcej uważam, że czytanie książek to rozrywka dla osób z tęgą wyobraźnią :) Dlaczego? Bo tak naprawdę czy książka zrobi na nas wrażenie zależy oczywiście od jej treści, ale także , a może przede wszystkim na ile potrafimy to co czytamy zmaterializować w naszych głowach. Jeżeli ktoś nie ma zdolności do ,,kreowania barwnych obrazów” to każda książka okaże się gniotem – stertą suchych zdań. Ja dziękuję wszechświatom, że posiadłam tę zdolność :) Uważam, że żadna ekranizacja nigdy nie odda tego, upojnego stanu, kiedy zagłębiając się w lekturę sami tworzymy jej świat. W książkach przecież nie chodzi o samą historię – chodzi o to, żeby z jakiegoś powodu porywały, wciągały, oderwały od rzeczywistości. Często nie jest to zasługa splotu zdarzeń, ale na przykład zmysłowości języka, opisów zjawisk, czy odpowiednie przedstawienie portretów ludzkiej psychiki .
Ostatnio wpadłam na pomysł aby upiększać sobie podróże audiobookami. Pokonując w kółko dystans Kielce – Warszawa dobrze mieć czym zająć głowę. Prowadząc nie wezmę do ręki książki, dlatego forma dźwiękowa wydawała mi się rozwiązaniem idealnym. Niestety zawiodłam się. Okazuje się, że obcy głos przekazujący treść książki zaburza mój kreatywny proces tworzenia literackiej rzeczywistości. Słuchając tych płyt poznaję historię, ale totalnie nie porywają mnie emocje, czyli to co liczy się w czytaniu najbardziej. Podobnie jest z e-bookami – forma elektroniczna totalnie mnie rozprasza. Nic nie zastąpi mi starej, poczciwej książki , chociaż miałaby najbardziej zżółknięte strony i porwaną okładkę :)
Jakiś czas temu skończyłam czytać ,,Madame” – rewelacyjną książkę Antoniego Libery, która przyciągnęła mnie dobrymi recenzjami i nie ma co ukrywać – francuskim tytułem :) Autobiograficzna historia o czasach licealno-studenckich autora, osadzona w późnych latach 60-tych XX wieku. Historia wciągająca od pierwszych linijek, aż po końcówkę. Przepiękny język, wciągająca fabuła i napięcie, a oprócz tego obrazowe pokazanie jak wyglądała PRL-owska rzeczywistość. Mogłam ją czytać godzinami i martwiłam się, że niedługo się skończy. Prawdziwy przykład książki, po której zamknięciu wie się, że ,,żyło się drugi raz” :)
W poniedziałek znowu nawiedzę bibliotekę, żeby po raz kolejny wybrać coś ze stert możliwości. Uwielbiam ten moment, w którym już trzymam książkę i mam świadomość, że zaraz wejdę do innego świata :) Wiem, że mogę brzmieć nieco nienormalnie dla osób, które nie podzielają mojej namiętności, a także dla tych, które czytają książki w dużych ilościach, ale tylko po to żeby ,,odhaczyć” bo wypada. Ja z czytaniem nie spieszę się, nie spinam, nie przekrzykuję swoich opinii na ich temat, bo tak naprawdę w czytaniu liczą się tylko 3 elementy – Ja, książka i moja abstrakcyjna wizja przedstawionego świata, do której nie ma dostępu nikt :)
13 comments
Dzięki że poleciłaś tę książkę – na pewno do niej zajrzę. Podpisuję się nie tylko pod stwierdzeniem “Kto czyta książki, żyje dwa razy”, ale również pod tym co Ty napisałaś – nic nie jest w stanie zastąpić tradycyjnej książki. A momenty, w których czytając słowo pisane przenosimy się poprzez wyobraźnię w zupełnie inny świat,są dla mnie wręcz magiczne :)
No wlasnie, a jak tam postepy w nauce jezyka francuskiego? Czy jestes juz w stanie swobodnie sie porozumiewac w tym jezyku?
Ja rowniez zgadzam sie w 100% z Twoja opinia na temat ksiazek. Kilka tygodni temu zamowilam sobie pare polskich ksiazek i kiedy wreszcie przyszly, czytalam je z wielka przyjemnoscia. Uswiadomilam sobie, ze przez ostatnich kilka lat czytam prawie wylacznie po angielsku, a pewne typy ksiazek np. powiesci najlepiej sie jednak czyta w jezyku ojczystym.
studentka… książkę bardzo polecam – uważam, że to jedna z lepszych polskich pozycji :)
Beatrice… z porozumiewaniem z pewnością będą problemy bo jednak poważną kwestią jest ROZUMIENIE tego co ktoś do mnie mówi. Nauczycielka mówi prostymi zdaniami, zrozumiałymi , natomiast przypadkowy Francuz nie będzie dbał o moje początkowe stadium nauki i z pewnością będzie ciężko :P Kwestia osłuchania się. Ale wypowiedzieć się potrafię, załatwić podstawowe sprawy też z pewnością będę umiała :)
czytałam, co prawda dawno, ale… cudowne! :)
Czytam od zawsze, wszedzie i wciaz. Nie moge zyc bez czytania.
Niestety w normalnym trybie zycia nie mam na czytanie czasu, 4-5 ksiazek miesiecznie to max jaki udaje mi sie przeczytac. Odrabiam to na urlopie, wtedy 1 dzien to jedna ksiazka.
ann… zgadza się, może kiedyś do niej wrócę :)
Patrycja… niezłe masz tempo :P U mnie bardzo zależy to od czasu w roku bo czasem mam go więcej, czasem mniej. Ale tak jak napisałam – bez pośpiechu :)
fajny blog :-)
Barbra> moj urlop: lezak na plazy i ksiazka. Nastepnego dnia nastepna itd. Wychodze na plaze rano, siedze do 16ej, to wystarcza na 500-600 stron. Taki wypoczynek jest dla mnie najlepszy.
Kiedys jak nie jezdzilam samochodem tylko komunikacja miejska, czytalam wiecej. Teraz zostaja wieczory.
Swietnie, ze bedziesz w stanie sie juz jakos porozumiec po francusku. To bardzo wazne, ze bedziesz w stanie zamowic jedzenie w restuaracji, czy zamienic z kims pare slow. Pamietam, jak sama bedac we Francji, bardzo ubolewalam nad tym, ze nie znam jezyka, bo Francuzi po angielsku ze mna rozmawiac nie chcieli, wiec nie bylo latwo i bardzo mnie to frustrowalo.
Bedac juz we Francji i poslugujac sie tym jezykiem na codzien, na pewno Twoj poziom szybko sie podniesie.
Ja mam aktualnie na tapecie “Maria i MAgdalena” Magdaleny Samozwaniec.
Przypomniałam ją sobie, bo czytalam sto lat temu;)
Fantastyczna ksiązka opisujaca zycie polskiej inteligencji przed wojną.
asiag… dziękuję :)
Patrycja… o Kobieto !! masz zapał :P
Olinka… chętnie sięgnę. Uwielbiam wszystkie książki, które wprowadzają w klimat lat, w których nie dane mi było żyć :)
M. Samozwaniec opisuje tam swoje i siostry dziecinstwo ( czyli M. PAwlikowskiej- Jasnorzewskiej) w domu rodzinnym- czyli u Kossaków.
Samozwaniec jest w ogóle cudowna, polecam jej wszystkie książki,ja zawsze płaczę ze śmoechu jak czytam “Krystyna i chłopy”.