Po pierwszej części (Mitologa Warszawska cz.1), w której wyjaśniłam tajniki dostawania pracy przez łóżko oraz kwestie znajomości, bez których przecież nic się nie da , przychodzi czas na kolejne bzdury warte weryfikacji. Czy ten Warszawiak rzeczywiście jest bucem, który opluje słoika, który z kolei z pewnością przepadnie w otchłani tego złego miasta? I czy w show biznesie każdy ma przy sobie torbę z białym proszkiem? Z moich obserwacji wygląda to tak…
1. Warszawiacy to chamy, są snobistyczni i z wyższością patrzą na słoiki.
To tak jak stwierdzić, że wszyscy mężczyźni to świnie. Także w tym przypadku generalizowanie to bzdura. Do dziś nie spotkałam ,,człowieka ze stolicy”, który sugerowałby, że jest lepszy, bo wychował się na Żoli/Woli, a ja na kieleckim Barwinku. Myślę, że więcej niż chamskich Warszawiaków znajdziesz tu takich, którzy przyjechali z małego miasta, założyli korporacyjny garniturek i będą śmiać się z Twojego życia w mniejszej miejscowości – to jest dopiero krwisty debilizm psujący opinie stolicy. To nie kwestia urodzenia, tylko kultury osobistej. Nie ryzykowałabym stwierdzenia, że Warszawiacy mają jej mniej niż reszta Polski. Są serio SPOKO.
A jeżeli na podstawie jednej przygody z kimś ,,z Warszawy” wysnułeś złą opinię o ludziach stąd, to może jest to kwestia TWOJEGO kompleksu, a nie ich wyższości?
2. Warszawa jest zdemoralizowana.
Więcej ludzi, więcej opcji do szaleństwa cielesnego i wszelkich innych, a także większa anonimowość, która daje swobodę – to logiczne. Ale to TWÓJ wybór czy co piątek, a potem sobotę wychodzisz z innym złomem do domu. A potem to TWOJE choroby weneryczne, które słyszałam, że są doprawdy urocze. Nikt cię do tego nie zmusza, a z pewnością tym ,,kimś” nie jest Warszawa.
3. Jest straszliwie drogo. Normalnego człowieka nie stać na życie w stolicy.
Pamiętam pierwsze lata studiów – to były serio groszowe sprawy. Do dzisiaj zastanawiam się jak to możliwe, że tyle imprezowałam, nie głodowałam, a nawet miałam nowe ciuchy, a wydawałam jakieś śmieszne grosze – trzeba dać radę to można. Przecież jedzenie w dyskoncie kosztuje tyle samo tutaj co w jakimś Staszowie. Nawet pokój w porównaniu z innymi miastami to nie była jakaś gigantyczna różnica. A trzeba pamiętać o jednym – może tu wydasz (zainwestujesz) 100-200 zł więcej, ale zarobisz 3,4,15 razy tyle co w innych miastach. Tu praca jest, wystarczy być chętnym i dobrym.
Natomiast jak już osiągniesz pewien status finansowy i masz taki kaprys – możesz tu także żyć drogo. Masz gdzie kupić drogie ubrania, zjeść drogie potrawy i bywać w drogich miejscach. Ale to kwestia wyboru, a nie jedynej opcji.
4. WARSZAWA JEST WIELKA, zgubię się i umrę w korku.
W korku czasem utkniesz, czasem nie – jest to loteria. Tylko przed weekendem i przed świętami masz pewność mordoru nie tylko na Domaniewskiej.
Co do komunikacji miejskiej. Trzeba być serio asem, żeby mając do dysypozycji te wszystkie tabliczki, mówiące tramwaje i całe 2 linie metra mieć czelność się zgubić. Moja osobista Rodzicielka przyjechała na weekend w Warszawie wystraszona do granic. Okazało się, że jazda komunikacją miejską i dotarcie z punktu A do B i C to dla niej pikuś. Mimo że nawet w Kielcach zastanawiałaby się jak stosować kasownik do biletów, bo pewnie z 20 lat autobusem nie jechała.
5. W warszawie nie żyjesz tylko egzystujesz. Praca, brak wolnego, wyścig szczurów.
Egzystencja między korporacją, komputerem, parkingami podziemnymi a mieszkaniem, gdzie nie znasz nawet 1 sąsiada? To osobisty wybór, a nie ogólna norma. Przecież to właśnie tutaj jest najwięcej w całej Polsce ludzi o wolnym zawodzie, artystów, marzycieli, freelancerów, mogę tak wymieniać. To tu znajdziesz w porze śniadania i lunchu knajpki wypełnione po brzegi – bo mogą, bo mają na to czas, bo jeżeli tak chcesz to tak masz. Tu możesz i będzie Ci łatwiej w ten sposób zorganizować sobie życie, bo jest to normalniejsze niż gdziekolwiek indziej. A co do spędzania wolnego czasu – najbardziej zielona stolica Europy oferuje dużo więcej niż szklane wieżowce, a Praga, którą kocham i uwielbiam pozwala ostro uciec od klimatu metropolii.
6. Wszyscy ćpają. Będzie głupio odmówić, nie wpasuję się.
Nie, to też nie jest prawda. Przyznam, że nawet ja będąc w tym JAKŻE PRZECIEŻ ZEPSUTYM show biznesie nie zaobserwowałam ćpania jako przyjętej normy. Faktycznie często waląc w oczy światłem znad kamery nachodzi mnie refleksja dlaczego źrenice celebryckiego rozmówcy w ogóle się nie zmniejszyły, ale to w sumie nieliczne przypadki. Są grupy, gdzie biały proszek sypie się bardzo ostro, ale jest wiele takich, w których nikt i nic. Widać gołym okiem, że sporo osób jest nafuranych, a swoją pozycję pewnych siebie bogów / bogiń budują na różnych substancjach, ale nie powiedziałabym, że należą do większości. Jest też szansa, że nie znam wszystkich tajników tego świata i nie każdy prezentuje przede mną torby z kokainą ALE skoro mieszkając w tym mieście tyle lat wciąż dość rzadko się z tym spotykam, to jednak uznaję, że hasło WSZYSCY ĆPAJĄ jest grubą przesadą.
A odmówić możesz zawsze. Zrobiłam to tyle razy ile mi coś zaproponowano i nie zauważyłam, żeby ci ludzie lubili mnie mniej. Poza tym po co Ci znajomi, którzy oceniliby Twoją ,,fajność” na podstawie tego ile centymetrów przyjąłeś nosem?
Reasumując po raz kolejny: Warszawa nie jest potworem z rogami. Nie jest diabłem, który robi z ciebie zdemoralizowanego człowieka wbrew Twojej woli. Natomiast z pewnością nie jest dla słabych ludzi z kompleksami i bez pomysłu na siebie. Bo wtedy staniesz się LEMINGIEM, do tego pewnie naćpanym, żeby wyrabiać targety, a w ramach odreagowania puknie byle co w weekend.
2 comments
Generalnie się z tym wszystkim zgadzam. Ale uważam że ludzie słabi psychicznie mogą zostać przez tego potwora zdemoralizowani bardzo szybko i znam wiele takich przypadków:)
Martin… zdecydowanie ZGADZAM SIĘ. Nie jest to miasto dla miękkich charakterów :D