Pamiętam jak kilka miesięcy temu otwarcie, pisemnie jęczałam o tym, że nadchodzi Warsaw Shore. Już wtedy oklaskiwałam koncepcję będącą żyłą złota i totalny strzał w 10 pod kątem marketingowym, ale fakt, że będę zmuszona mielić ten temat przed kamerą był dla mnie bolesny. Bardzo szybko jednak okazało się, że przeprowadzanie rozmów z tymi osobami to fascynujące doświadczenie socjologiczne, a także LUB PO PIERWSZE kompletna skarbnica nagłówków, tematów i złote góry klikalności…
Wszyscy spodziewali się, że WS wzbudzi kontrowersje, zainteresuje, trochę przyciągnie. Ale czy ktoś spodziewał się, że szał będzie aż tak gigantyczny? Ludzie oglądają ten program na potęgę, nastolatkowie (o zgrozo) są wyznawcami, a uczestnicy zarabiają na BYWANIU w dyskotekach, gdzie dzikie tłumy chcą zrobić sobie zdjęcie, poprosić o autograf na biuście, dotknąć. Klikalność materiałów z udziałem tych postaci bije wszelkie rekordy, co powoduje, że wszystkie media rozrywkowe chcą ich mieć u siebie. Trochę szok.
I tutaj rozpoczyna się odwieczna dyskusja o schamieniu mediów, ogłupianiu społeczeństwa, niskim poziomie serwowanych treści itd. Jak słusznie powiedziała Agnieszka Szulim w jednym z moich wywiadów “Nawet jeśli przykładamy rękę do tego schamienia to myślę, że mamy wspólnika w postaci naszych odbiorców”. I święta prawda. Nie ma popytu nie ma podaży. Jeżeli widzimy, że słupki rosną na treści A, to logiczne, że nie będziemy całkowicie rezygnować z treści A na rzecz treści B, tylko dlatego, że ta druga będzie bardziej edukująca społecznie i traktująca, o czymś niby istotniejszym. Nawet jeżeli tym A jest sex na antenie MTV – smutne to i nie. Media nie są instytucją charytatywną, dlatego muszą zadowalać konsumenta. A jeżeli konsument pragnie tyłków, cycków i pijanego bzykania – musimy dostarczać mu tego, czego pragnie, bo jeżeli nie my – dadzą mu to inni.
Można zapytać gdzie w tym wszystkim satysfakcja? Wszyscy myślą, że największą radością byłoby rozmawianie z Jandą o teatrze lub premierem o tym jak żyć – przecież to czysty prestiż. Tymczasem dla mnie spora satysfakcja jest także wtedy, kiedy widzę, że moje rozmowy mają realny wpływ na masy. Uczucie, kiedy stoję na przystanku, a obok nieświadomi ludzie przerzucają się zdaniami z moich wywiadów, cytatami, które krążą po internecie jako memy – bezcenne. I jeżeli świat pragnie cytować Warsaw Shore, a nie doświadczonych aktorów – co ja na to poradzę? Moje rozwiązanie to radosne spełnianie oczekiwań, śledzenie trendów i dostarczanie tłumowi tego, czego pragnie – w mojej duszy jednak żyje prawdziwy Marketingowiec :D. Ważne dylematy, rzeczy niosące mądrość, zmieniające oblicze moralności – zostawię na PO PRACY :) Swoją drogą cieszę się, że jako człowiek zajmujący się show biznesem, mogę obcowac z tematami ostatecznie radosnymi, niosącymi czysty entertainment, a nie muszę szukać sensacji w zmarłych niemowlętach, czy śmiertelnych wypadkach, żeby dostać oklaski od szefa. Moje prawdziwe, niekłamane szczęście.
I tak dochodzimy do mojego wczorajszego wywiadu, który rozradował mnie niezmiernie. Czyli wielka historia o pierwszym na świecie dziecku spłodzonym z REALITY SHOW. Elizka i Trybson postarali się i będą mieli potomka. Temat okazał się tak gorący, że dosłownie wszyscy chcieli ich mieć. Dlatego fakt, że trafili właśnie do mnie jest więcej niż SPOKO. Co ciekawe, ten wątek mocno zainteresował nawet autora słów o schamieniu mediów – Kubę Wojewódzkiego – który też zrobił ten gorący wywiad, tyle tylko, że efekty pokaże chwilę po mnie (potęga internetu).
Tak oto poznałam historię reality-miłości i nowego stworzonego, celebryckiego życia. Wszelkie wskaźniki sugerują, że wywiad będzie rozłaził się jak szalony – pojawiła się dopiero pierwsza część, a już płynie, leci, pożera internet.
Ale wciąż zgodzę się z każdym, kto powie, że świat byłby lepszy bez Warsaw Shore :)
5 comments
Barbaro, czytałam cię lata temu, kiedy jeszcze zaczynałaś, potem np. kojarzyłam cię w programie Chłopaki z taśmy, czy jakoś tak – dzięki blogowi. Potem jakoś w ogóle przestałam bywać w internetach, dlatego miałam przerwę w czytaniu tego bloga. Ale minęło kilka lat i znów lubię tu zaglądać. To tak na wstępie, gwoli przywitania bo to mój pierwszy komentarz pod twoim wpisem. Wypadałoby w końcu coś skomentować, bo takie ciche obserwowanie dziwnie mi się kojarzy ;p
Co do Warsaw Shore, serio nie oglądam i nie klikam w to, więc wiem, że da się żyć z dala od tego. Narzekania ludzi na ten program, obecność Trybsona itp. w mediach uważam za śmieszne. Przecież nikt nie każe im tego oglądać, a oni to robią – bo chcą. Ale wolą winę za pojawianie się tego typu rzeczy zwalić na Pudelka i na inne media. Gdyby nie wy, to musieliby się przyznać do tego, że to oni sami łakną takich dennych atrakcji. A to rzecz jasna nie wchodzi w grę, bo ludzie zrobią wszystko by uchodzić za tzw. “na poziomie”.
Także będąc na twoim miejscu myślę, że tak samo nie miałabym skrupułów ;) Pozdrawiam i życzę samych satysfakcji!
A ja bym miała. Głównie ze względu na postępujące zidiocenie ogółu społeczeństwa, które jest tylko napędzane takimi programami. Mam nadzieję, że poważna strona dziennikarstwa się temu nie da…
a ja nie wiem czy istnieje jeszcze coś takiego jak ‘poważna strona dziennikarstwa’ studiuję media w Londynie, bacznie obserwuję wszystko dookoła co się dzieje w stolicy uk, od tabloidów począwszy przez ‘ambitniejsze’ gazety i stacje telewizyjne i niestety WSZĘDZIE jest ten sam chłam, który napędza sprzedaż, tylko inaczej napisany i zredagowany.
Ola… no najwyższy czas – nie należy siedzieć w milczeniu i ukryciu :D Bardzo mi miło, że kolejna osoba pamięta zamierzchłe czasy bloga. Bardzo! A co do ludzi, to faktycznie przyznam, że wiele osób lubi publicznie wypierać to, co oficjalnie nie jest super, mimo że w zaciszu domowego ogniska sięgają po takie treści. Dlatego skrupułów mam niewiele, tym bardziej, że nikogo nie zabijam, nie zamęczam, ani nie grzebię w rozwodach, alimentach i chorobach :)
PistacjowyKot… niestety tak jak napisała Kama – wszyscy muszą szukać sensacji, żeby przetrwać. Już nawet poważna strona dziennikarstwa staje na rzęsach, żeby zdobyć widza – tyle tylko, że tematyka jest nieco inna. Ale i tam notorycznie serwowane są nam sensacje zamiast faktów.
Kama… i teraz pytanie, co z tym zrobić? Chyba tylko wspólna unia przeciwko zidioceniu społeczeństwa dałaby jakieś efekty. Ale w powstanie takowej – wątpię :D
Baśka,oglądałem ostatnio jakiś stary odcinek ,,Chłopaków z taśmy” i po przypomniałem sobie czasy tego programu i,że chętnie bym się zgłosił do tego programu(tylko nie miałem wtedy 18 lat) i zapytał Ciebie:jak często nosisz koronkowe stringi,albo czy lubisz opalać się toples?Ciekawe czy byś odpowiedziała,czy nie.Bo szczerze mówiąc strasznie peszyłaś wtedy tych tytułowych facetów z taśmy,a chętnie zobaczyłbym lekki rumieniec na Twojej twarzy;)Fajnie,że przebijasz się w TV.Kielce górą!Pozdrawiam,Zdzisiek Kręcina.