Oto jestem. Przekroczyłam z walizkami próg mojego nowego domu. Wydarzyło się to już kilka dni temu, ale w natłoku wszystkiego dopiero dzisiaj jest czas, żeby na chwilę się zatrzymać (kochana niedziela jednak). Otóż ja i Retro prowadzimy teraz koczowniczy tryb życia, nieco przypominający charakterem cygański tabor. Ale luz – jest radość. To ciekawe, że warunki mieszkaniowe, które w innych okolicznościach pewnie powodowałyby falę kurew z moich ust, w obliczu swojego M są wręcz radosne, upajające, fantastyczne, doskonałe. Czyli spanie na materacu, życie na pudłach (bądź W pudłach w przypadku kundla), absolutny burdel i brak opcji ugotowania czegokolwiek – cieszą jak nigdy.
Jestem na etapie planowania i wstępnego rezerwowania ekip / projektów. Czyli do osiągnięcia efektu pełnej użyteczności – bardzo daleko. Na szczęście mieszkanie było od razu w bardzo przyzwoitym stanie, więc mimo spartańskich okoliczności i licznych braków w wyposażeniu – jest przyjemnie. Etapów do wykonania jest tyle, że czasami z czystej niemocy zabieram się za rzeczy słodko nieistotne, ale jakże relaksujące.
Na przykład dzisiaj zrealizowałam bardzo ważny lub też priorytetowy projekt MALOWANIE DRABINY. W ogóle odnalazłam w sobie pasję farbowania przedmiotów / elementów na biało. Latam z pędzlem i chlapię na wszystko, co jest w innym kolorze – taki chyba już fetyszyk. Do tego bardzo relaksujący i pozwala mi myśleć, że robię coś dla domu i pozbyć się wyrzutów sumienia, że nie robię niczego istotnego, z długiej listy rzeczy NA WCZORAJ. Do tego dochodzą pierwsze radosne romanse z instrukcjami składania mebli, które zawsze mnie rozczulają. Poważnie warto zaangażować inżyniera, albo najlepiej od razu dwóch. Ja znajduję swoją funkcję w grupowaniu elementów – kołek do kołka, blaszka do blaszki, a resztę pozostawiam chętnym – mądrzejszym. Czyli jak zawsze znajduję sobie super ważne oraz przełomowe zajęcie.
Odkrywam także życie w lokalnej społeczności. Jednak ,,na swoim” jakoś kompletnie zmienia się nastawienie do ludzi, które owocuje momentalnym nawiązywaniem znajomości, poznawaniem tutejszych ,,sław” i zgłębianiem się w dynamikę lokatorskiej grupy. Jest to świetnie, chyba moje ulubione z całego procesu ogólnie pojętego OSIADANIA.
Tak oto ja, pies i nasze toboły jesteśmy w końcu u siebie. I jakie to piękne, jakie czysto hedonistyczne, jakie dobre! Niczym niezmącone, nawet jeśli niedoskonałe… U SIEBIE.
To be continued…
9 comments
Hahahahaha, jak ja to dobrze znam. :D Ja w międzyczasie, kiedy już bolały ręce od malowanie nie bagatela wysokich ścian kamienicy, malowałam… obrazy. Przecież jak już się skończy remont, to coś na ścianach musi wisieć. Stolik, krzesła, framugi, meble kuchenne i stare ramy również otrzymały nową, białą powłokę. ;)
Ruda…. o to to :D wszystko byle uciec od poważnych spraw :P
Uwielbiam takie Barbrowe energetyczne wpisy! W czerwcu przeprowadzam się na drugi koniec kraju, czeka mnie to samo! :)
BTW Retro taki czarny, że mu ledwo ślepia widać! :D
A Retro juz w białe mazy?
Jeden z moich kotów az za bardzo aktywnie uczestniczył w remoncie i zakonczył remont w szare pasy ;)
Chetnie pomoge.
Inzynier
Choruję sobie w najlepsze i trafiłam na Twoje relacje na Pudelku. Dajesz radę dziewczyno! :) Powiem Ci, że podziwiam głównie za umiejętność prowadzenia kulturalnej rozmowy, z ludźmi, którzy nie mają NIC do powiedzenia. Ja prawdopodobnie ekipie Warsaw Shore albo kilku tym nieszczęsnym szafiarkom rąbnęłabym w łeb mikrofonem. :)
hahahhaha taka byłam zarobiona, że chwilę tu nie wpadałam i dopadła mnie kumulacja Waszych komentarzy, które bardzo mnie rozchmurzyły :D
mala_krolewna… po drugiej stronie świata to może być nawet ciężej – tak na pocieszenie :P ale na bank znajdzie się tam biała farba :D
Olinka … Retro właśnie zostałm odesłany do rodziców. Poziom rozpierdolu, oparów i bałaganu jest taki, że chłopak by sie pogubił, otruł i zagryzł ekipę remontową :P
Rasowy… a wiesz, że by się przydało :P
Ruda… bardzo mi miło :) staram się no i chyba już trochę weszło mi to w krew. A co do Warsaw Shore to niezwykle drogocenne nagłówki z nich pobieram – sama przyjemność :P
Skąd ja to znam, ja sie ewakuowałam razem z psem, na czas malowania. Na placu boju pozostały 2 koty i chłop. Wyrodna jestem, wiem ;)