Wywiad z Ritą i relacja z Londynu
Zapowiadalam własne relacje, zapowiadałam opowieści, Snapchaty i inne cuda. A jak się skończyło? Utraciłam telefon pierwszego dnia pobytu w Londynie – nie pytajcie jak, bo to akurat ujmuje mojej inteligencji. To jest jakaś fascynująca zależność – nie wiem czy pamiętacie, ale jak byłam na służbowym wypadzie w Nowym Jorku zgubiłam telefon… Kiedy indziej będąc także zawodowo, tym razem w Mediolanie – utopiłam. Wstyd się przyznać, ale ostatecznie wcale mi go nie brakowało. Jakieś srogie fatum, albo magiczna siła nie chcą, żebym została “livestreaming-blogerką” i jednak zatrzymała się przy bazgraniu na blogu. Biorąc pod uwagę świat z twarzami wlepionymi w telefony to może nawet zdrowo? :)
Tak czy siak starałam się, żeby nie zostać uznaną za zaginioną, więc jeżeli byliście czujni mogliście towarzyszyć mi przynajmniej w części mojej podróży oraz przed/po wywiadzie z Ritą. No właśnie… WYWIAD Z RITĄ…
Mimo szeregu obaw, które zasygnalizowałam w ostatnim poście okazało się, że gwiazda BĘDZIE DOSTĘPNA do tego w wywiadzie “jeden na jeden”. Oczywiście nie miałam do dyspozycji dwóch godzin, a parę minut, ale i tak jest to nieporównywalnie więcej niż się spodziewałam. To co mocno mnie zaskczyło, to fakt, że jest TOTALNIE NORMALNĄ LASKĄ. Wierzcie mi, zrobiłam w Polsce kilka tysięcy rozmów z gwiazdami, wiem do czego niektóre są zdolne, wiem jakie mają wymagania, a czasami zachowania wykluczające, żebym w ogóle ja pochyliła się nad rozmową z nimi. A tu nagle wchodzisz do gwiazdy światowego formatu, która jest aktualnie pierwszym sortem gwiazdy POP na kuli ziemskiej i siedzi wyluzowana, bez spiny, bez sztabu ludzi i spokojnie czeka aż ustawimy sprzęt. W międzyczasie opowiada o tym, że jest przeziębiona i trochę marnie się czuje, rozmawia z nami jak równy z równym, a nawet nie grzebie w telefonie / nie snapuje / nie szeruje / nie sprawdza lajków, co wydawałoby się przecież klasykiem w dzisiejszych czasach. Przyznam, że byłam w szoku, bo spodziewałam się spiny, 20 osób pilnujących każdego włosa i zagięcia bluzki czy rozpieszczonej gwiazdki wlepionej w social media, a tymczasem był GRUBY LUZ. Wielu polskich celebrytów powinno nauczyć się takiej pokory albo… braku kompleksów zalepianych przez gwiazdroskie pozy :)
Sama rozmowa przebiegła bardzo luźno, koleżeńsko i przyjemnie, a do tego usłyszałam, że mam ekstra kurtkę (Miss Spark), co zupełnie po kobiecemu zaspokoiło moją próżność. A do tego moge powiedzieć, że mam taką samą kurtkę jak Rita Ora, bo dostała ode mnie identyczną – jedyne dwie na świecie, ha! Dałam jej też prezent od Hector&Karger, więc warto obserwować czy niebawem Rita wskoczy w coś polskiego. Jeszcze nie będę zdradzała co dokładnie powiedziała w wywiadzie, ale myślę, że każdy fan będzie zadowolony… Dodam, że jak robiłam sobie z nią selfie TABLETEM (przez brak telefonu) to nawet się nie zdziwiła, że macham przed nią tym moim telewizorem – taka zwykła, zrelaksowana dziewczyna.
W poprzednim wpisie wspomniałam, że lecę tam na Rimmel International London Look Contest – z polskich blogerek godnie reprezetowała nas młoda i zdolna Viva-a-Viva, która na tle dziewczyn z całego świata mocno się wyróżniała – serio. My Polacy mamy w sobie ten magiczny rodzaj efektywnej determinacji…
A Londyn? Londyn nie zawodzi. To niesamowite, że można wskoczyć w samolot i w 2 godziny być w totalnie innym świecie. Taka trochę Ameryka, ale w bardziej europejskiej i wyzwolonej wersji. Na ulicach tego miasta widać przede wszystkim WOLNOŚĆ i… wysoką jakość życia. Przyznam, że po powrocie można w Warszawie czuć się mocno głodnym – głodnym różnorodności, architektury, rozmaitego jedzenia i opcji wyboru spędzenia czasu, które leżą tam na każdym kroku. Myślę, że przy lokalnej otwartości w Londynie może odnaleźć się każdy, a nawet ludzie o bardzo abstrakcyjnych osobowościach znajdą tu swoje równie abstrakcyjne miejsca. Ja na przykład wchodziłam przez lodówkę do ukrytej piwnicy dostępnej na hasło, a jestem pewna, że jest to jedna z mniej zaskakujących opcji, które można odnaleźć w tym mieście.
No i w końcu wchodząc trochę głębiej w londyńskie uliczki zrozumiałam czy jest ten kultowy LONDON LOOK. Otóż tutaj nikogo nie obchodzi ocena innych – zakładają to na co mają ochotę, czasem są to szokujące stylizacje ale o dziwo wychodzi doskonale. To trochę boli na polskich ulicach, że przy założeniu czegoś nietypowego od razu skupia się wzrok przechodniów, bo wychodzenie poza schemat jest traktowane jak dziwactwo i należy żyć zgodnie z zasadą ,,mniej znaczy więcej”. A jak dobrze by było móc bez tych wszystkich ocen zakładadać każdą dziwną rzecz, która przyjdzie nam do głowy – balowe suknie przy niedzieli, kozaki z tęczą, włosy pod kolor kurtki… Tam nikt nie zabrania, tam każdy robi.
Tak sobie przypomniałam podczas tego pobytu coś, co w polskiej poprawności i szablonowości można zapomnieć i utracić – że wcale nie chce mi się stać w szeregu, nie chcę mi się wyglądać jak inni, żyć jak inni i robić rzeczy takie jak inni… więc wciąż… nie będę. Polecam wszystkim ODWAGĘ, żeby żyć po swojemu – od noszenia barbie różu od góry do dołu, przez wybranie ,,nieżyciowego” zawodu, na wyprowadzce do dżungli kończąc. Zamknięcie się w szablonach, schematach, stereotypach i tym co ,,wypada” oraz ,,należy” jest strasznie, strasznie niepasujące do tego, że nasze życie jest takie… jedno :)
Reasumując pojechałam TYLKO do pracy, a wróciłam z AŻ pełnym worem inspiracji, mało istotnym, zepsutym telefonem i wywiadem z jedną z najgorętszych gwiazd na świecie. Ok… teraz czuję, że mogę się wyspać :)
(Poniższe zdjęcia @owieca__ , która to była ze mną kiedy ja byłam beztelefonowa)
Post archiwalny 2016.
2 comments
Fajnie piszesz Oj Baśka chyba zostałam twoją fanką I pomyśleć że gdyby nie art o boreliozie nigdy by mnie tu nie było
A no i super buty ostatnio w Językach
artykul o boreliozie poszedl w swiat I SWIETNIE! Wiele osob odkrylo u siebie chorobe – przez udostepnianie pomoglismy :) Zapraszam czesciej do siebie, walcze, oj walcze z czasem, zeby miec czas na kolejne artykuly :D Buty – za gorsze na dee zee :P