Był taki czas kiedy nie wyobrażałam sobie pójść sama do kina, restauracji czy nawet na spacer. ZAWSZE ktoś musiał być ze mną. Nie ważne czy była to przyjaciółka czy jakiś znajomy za, którym tak naprawdę średnio przepadałam. Ważniejsze było to, aby ktoś, ktokolwiek, był obok mnie. To był czas kiedy szalenie przejmowałam się opinią innych. Ciągle wałkowałam w głowie temat tego, co kto o mnie pomyśli. Starałam się być najlepszą wersją siebie, ale taką która będzie odpowiadała otaczającym mnie ludziom. Podopasowywałam się pod innych bardzo. Wtedy jeszcze byłam na etapie poszukiwania siebie, więc nawet nie widziałam ile faktycznie mnie jest we mnie, a na ile to stworzona kreacja, która ma być przebojowa, popularna i otoczona wianuszkiem osób, dla których tak naprawdę wcale nie byłam ważna.
Wzdrygam się na myśl o tamtym etapie, ale jak wszystko, on też był potrzebny, aby mi coś uświadomić . Może nie trwał długo jednak to wciąż jakiś wycinek mojego życia, które przeżyłam będąc pasażerem na gapę, obserwatorem. Dlatego cieszę, że jest już za mną i że wykonałam ogrom pracy, by móc teraz być w zupełnie innym punkcie.
Nie mówię, że teraz zawsze czuję się fantastycznie będąc tylko ze sobą. Bo są momenty kiedy brakuje mi kogoś, kto po prostu byłoby obok. Widzę w sobie trochę introwertyczkę, a trochę ekstrawertyczkę. Dlatego czasem lgnę do ludzi. Jestem ich szalenie ciekawa, uwielbiam światopoglądowe rozmowy. Innym razem potrzebuję wyciszenia i odcięcia się od tylu bodźców. Zdarza się też, że zbiegiem różnych okoliczności jestem po prostu sama i wtedy przychodzi moment na to, by zorganizować czas tylko dla siebie.
Dziś już nie mam z tym problemu. Kocham chodzić sama do kina, nikt mnie wtedy nie rozprasza. Śniadanie w samotności w restauracji z własnymi myślami lub książką i wizją nadchodzącego dnia jest dla mnie planem idealnym. Jazda rowerem, spacer czy wieczór w mieszkaniu tylko w pojedynkę to teraz dla mnie wspaniała przyjemność. A kiedyś chodząc nawet na zajecia grupowe na siłowni potrzebowałam mieć obok jakąś koleżankę. Nie ważne jaką, byleby móc do kogoś się odezwać i nie stawiać się w krępującej sytuacji bycia samą.
To niewiarygodne jak czyjąś obecnością starałam się sobie wypełniać jakieś wewnętrzne braki, coś sobie rekompensować. Sama nie wiem co. A dziś, wiele lat później ja to swoje własne towarzystwo po prostu lubię. Myślę jednak, że ogromny wpływ ma na to samoświadomość i podniesienie własnej samooceny. Uważam, że mam ciekawą osobowość, jestem mądra i zabawna i nie potrzebuję już wianuszka koleżanek, które będą mi wtórować. A czas, który mam tylko dla siebie przeznaczam na robienie rzeczy, na które mam ochotę. Poza tym uświadomienie sobie tego, że umiem znaleźć sobie ciekawe zajęcie będąc sama z sobą dodało mi wystarczającej odwagi do tego, by o ten swój czas zabiegać. To niezwykle uwalniające i myślę, że w całym tym procesie było bardzo ważnym elementem.
Pokochałam momenty tylko ze sobą. Mogę skupić się wyłącznie na swoich myślach, ale też w spokoju przeczytać książkę. W czasie uczenia się bycia ze sobą bardzo pochłonęły mnie tak zwane książki rozwoje. Pomogły mi otworzyć się na tą nową aktywność i porzucić strach przed tym. Między innymi książka Basi “Odzyskaj błysk w oku”, o której więcej pisałam tutaj. Jej historie i to jak sobie z nimi poradziła były prawdziwą inspiracją, a ćwiczenia pomogły mi odkryć wiele o sobie. Szczególnie polubiłam poranne rytuały. Wyznaję zasadę, że to już o poranku programujemy się na cały dzień. Uwielbiam leniwie pić kawę w łóżku, słuchać muzyki lub właśnie czytać książkę. Basia w swojej zadała bardzo ciekawe pytania, na które odpowiadam sobie co rano:
- Czego najbardziej brakuje mi teraz w życiu? Co to będzie: spokój, radość, wypoczynek, ekscytacja?
- Jaka mała czynność o pranku mogłaby mi to dać?
- Czego chcę dzisiaj doświadczyć, jaki chcę, żeby był ten dzień?
Te krótkie pytania pomagają mi skierować myśli w stronę, która jest dla mnie ważna. Przez te kilkanaście minut rano skupiam się na intencji i wizji tego dnia, zamiast wpadać od razu w popłoch i otchłań czekających na mnie obowiązków. Sądzę też, że poukładanie sobie tego wewnątrz mnie widać też na zewnątrz. Będąc gdziekolwiek sama już nie rozglądam się desperacko wokół siebie próbując wyłapać oceniający wzrok innych osób. Teraz jestem spokojna i szczęśliwa korzystając z tych chwil.
Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie rozmowa trzech dziewczyn, której fragmenty dotarły do moich uszu. Stałyśmy w kolejce do restauracji, czekając na wolny stolik. Przed nimi stała dziewczyna, która na śniadanie przyszła sama (tak jak ja). Po tym jak zajęła miejsce, dziewczyny skwitowały ją okropnymi oskarżeniami, które mnie kiedyś blokowały przed wyjściem GDZIEKOLWIEK w pojedynkę. Bo przecież skoro jest sama, to nikt jej nie lubi i nie ma przyjaciół. Bo trzeba nauczyć się życia w społeczeństwie i nie zajmować stolika dla trzech osób kiedy jest sama, a w kolejce stoi jeszcze tyle ludzie… Okropne prawda? To były słowa dziewczyn, ale ja je słyszałam w swojej głowie kilka lat wcześniej i każdy układ gwiazd, który zmuszał mnie do samotnego wyjścia mnie wręcza paraliżował.
Przed tymi dziewczynami, tak jak przede mną kiedyś, jeszcze długa droga i wiele życiowych lekcji do odebrania. Przyjdzie taki czas, kiedy i one, oprócz empatii nauczą się bycia tylko ze sobą. Bo od tego właściwie powinno się zaczynać. Od poznania siebie, dowiedzenia się na swój temat jak najwięcej i do polubienia siebie. Bez tego ciężko zaczynać jakąkolwiek relację. Nie ważne czy przyjacielską czy romantyczną, ale bez odrobienia tych lekcji przerzucamy na drugiego człowieka ogromny ciężar i odpowiedzialność, a często z czasem i obrzucamy ją winą za ewentualne niepowodzenia nie wiedząc, że najpewniej cała prawda i wszystkie odpowiedzi są w nas samych.
Ściskam,
Alicja
Alicja Janik dla www.barbra-belt.pl