Często trafiam w mediach na takie szumnie brzmiące zdanie „Wyjdź ze strefy komfortu”. Powtarzane przez kolejne osoby, jak gdyby było magicznym zaklęciem na wszelkie problemy zarówno sfery prywatnej jak i zawodowej. Odnoszę jednak wrażenie, że te osoby nie do końca wiedzą co w kółko powtarzają. I czy ta rada, którą tak hojnie obdarowywują ludzi dookoła siebie jest naprawdę taka złota za jaką ją postrzegają.
No bo co to właściwie znaczy?
Czuję się komfortowo kiedy jest mi wygodnie i swobodnie. Zatem dlaczego miałabym chcieć opuszczać takie miejsce? Przez to bezmyślnie powtarzane hasło, które ma być zaczątkiem do wielkich i pięknych zmian w naszym życiu zaczynamy się ich po prostu obawiać. Bo skoro chcąc odmiany musimy opuścić przyjemną strefę komfortu to z pewnością poza nią nie jest już tak beztrosko i spokojnie. Dlatego to właśnie ten strach przed czymś nowym paraliżuje nas często do tego stopnia, że nie mamy odwagi wychylić nawet czubka nosa z tego naszego bezpiecznego gniazdka.
Tylko czy przypadkiem nie jest tak, że skoro pragniemy, by w naszym życiu coś się zmieniło to tkwimy nie w strefie komfortu, a dyskomfortu?
Jeśli jesteśmy w miejscu, w którym jest nam dobrze. W związku, w którym jesteśmy szczęśliwi. Wykonujemy pracę, która daje nam satysfakcje. To nie odczuwamy potrzeby dokonywania w tych miejscach rewolucji. Zatem dlaczego ktokolwiek miałby chcieć wychodzić ze strefy, w której czuje się komfortowo?
W moim słowniku od dawna zamiast wałkowanego wyjścia ze strefy komfortu jest zdanie „Jeśli chcesz lepszego życia, zamień to, przez co czujesz się źle na to, co sprawi, że będziesz szczęśliwsza”. Czy jest to proste? Nie zawsze. Czy jest tego warte? Absolutnie!
Wsłuchujcie się w siebie, w swój organizm. Bo on zawsze daje nam znaki. Jeśli w pracy częściej czujecie ścisk żołądka spowodowany stresem niż satysfakcję, a związek daje Wam raczej rozczarowanie niż pełnię szczęścia to znak, że najwyższa pora na zmianę. Zatrzymajcie się w ciągu dnia kilka razy i zapytajcie się siebie jak się z tym czujecie? Zastanówcie się czy coś Was boli. Czy wolelibyście być w innym miejscu lub z kimś innym. Nie zagłuszajcie tego, co usłyszycie słowami „powinnam”, „nie wypada”, lub „już za późno”. To Wasze życie, które macie jedno jedyne.
I nie, nie namawiam Was do składnia jutro wypowiedzenia lub wyprowadzenia się od Waszej drugiej połówki. To nie muszą być radykalne decyzje. Bo może wystarczy rozmowa. Zauważenie tego, nad czym trzeba popracować. To może być Waszym pierwszym, małym krokiem do wielkich zmian. Każda próba, by żyć piękniej. Każda niezgoda na bylejakość. Każde „nie” na przetrwanie kolejnego dnia. I każde „tak” na staranie się, by nawet zwykły dzień był niesamowity.
Wiem, że przyzwyczajenie do tego, co dobrze nam znane skutecznie blokuje przed powiedzeniem „żegnam, idę dalej”. Częściej bowiem czujemy strach niż ekscytację przed czymś nowym. Także dlatego, że nie mamy pewności czy to nowe nam się spodoba. Czy zagości w naszym życiu na dłużej, czy przypadkiem nie będziemy musieli dalej poszukiwać. Często coś, co daje nam poczucie stabilizacji i względnego spokoju jest dla nas atrakcyjniejsze niż to, co może być poza tą wygodną strefą. Pytanie brzmi czy nie jest to pozorne?
I czy na pewno nie chcemy sprawdzić czy życie ma nam do zaoferowania coś więcej niż to, co już dobrze znamy?
Kiedy pierwszy raz usłyszałam o tym, że strefa komfortu jest tak naprawdę strefą dyskomfortu to poczułam się tak jakby spłynęło na mnie jakieś objawianie. Patrzyłam na Basię, która opowiadała o tym na warsztatach tak jakby objaśniała mi najtrudniejsze matematyczne zagadnienie. Nagle okazało się, że ta wspominana przez wszystkich strefa komfortu, której tak kurczowo się trzymałam i okropnie bałam się opuścić stała się czymś, do czego właściwie chcę dążyć. Skoro od dłuższego czasu czuję, że jestem w miejscu, które co prawda dobrze znam, ale jednak coś mi w nim przeszkadza to powinnam je porzucić. Powinnam wyjść z tej strefy dyskomfortu i pójść tam, gdzie jest mi komfortowo.
Za chwilę styczeń, znów zostaniemy zalani postanowieniami noworocznymi. Jakkolwiek pomysłowe by one nie były zawsze mają przybliżyć nas do lepszego życia. Warto zrobić sobie takie szczere podsumowanie. Zastanowić się, co chcielibyśmy zmienić w naszej obecnej sytuacji życiowej, do czego dążyć, co nas blokuje przed zmianą, przemyśleć rozwiązania. I skupić się nie na tym, od czego chcemy odchodzić tylko do czego chcemy dążyć. Przyznaję, nie jest to łatwe, choć ćwiczę to od kilku miesięcy. Staram się całą energię skierować w stronę mojej wymarzonej wizji swojej przyszłości. I mimo, że zdarza mi się narzekać i marudzić to zbieram w sobie siły, by móc iść w dobrym kierunku.
I Wam takiej właśnie siły życzę. Oraz porzucenia strachu przed nieznanym, bo to nieznane może okazać się Waszym własnym niebem.
Ściskam,
Alicja
Alicja Janik dla www.barbra-belt.pl