Pozostały nam jakieś 2 tygodnie ,,wakacji” mówiąc kategoriami szkolnymi, które takie piękne przecież były. Co byście wtedy zrobili, gdybyście wiedzieli, że już tylko kilkanaście dni i cholera znowu matematyka? Ja wiem. Prawdopodobnie byłoby zrobione już wszystko przez ostatnie 1,5 miesiąca – wakacyjna miłość, łzy, ruski szampan, wschody i zachody, słoneczniki. Dzisiaj, kiedy człowiekiem jesteś już dorosłym, czasem to wszystko gdzieś umyka między pracą, budżetem do wykorzystania, a gwiazdami w hotelu. Tu pojawiam się ja – przypominam, że zostały 2 tygodnie, żeby wycisnąć lato, tu i teraz, bo potem przyjdzie pytanie ,,How my summer passed? i odwrotu nie będzie.
Powietrze stoi w miejscu, wszyscy jęczymy, że każde mieszkanie nie ma klimy, a pot stróżką spływa w każdym miejscu, w którym nie powinien. Kiedyś takie lato było zawsze – bite 2 miesiące upału na gorącym podwórku i niekończące się koncepcje jak ten ukrop wykorzystać. Dzisiaj jesteśmy zdziwieni i skrzywieni, bo ,,nie do wytrzymania”.
Serwuję Wam mały, letni rachunek sumienia.
Czy możesz śmiało powiedzieć, że przeżyłeś chociaż kilka cudownych, ciepłych wieczorów, w plenerze, przy kieliszku białego wina tudzież lemoniadzie? Boskich ciepło-orzeźwiających wieczorów po tym całym gorącu, siedząc w doskonałym towarzystwie, dziękując za upał bo daje taki epicki koniec dnia?
Czy widziałeś już wschód słońca? Lub wersja straszniejsza – kiedy cholera ostatnio widziałeś wschód słońca? I tutaj nie liczy się poranna zmiana w robocie. Pytam o wschód, bo liczę na to, że różowym zachodem chociaż raz każdy zdążył się już zachłysnąć.
Czy oglądałeś spadające gwiazdy leżąc plackiem na piachu lub trawie? Jeżeli nie to już za późno. Teraz popatrzysz tylko na nieruchome gwiazdy – też ujdzie :)
Czy spędziłeś gorący dzień na plaży, w którym każde wejście do wody, to jakaś dzika ulga, a wyjście z niej śmiało można podpiąć pod katharsis? No właśnie – czy pamiętasz kiedy ostatni raz w ogóle zanurzyłeś się w jakimś zbiorniku, czy ,,tylko zamoczę nogi?”.
Czy było ognisko, las lub łąka? Czy były słoneczniki, albo chociaż kino plenerowe?
I najważniejsze – czy przeżyłeś swoją wakacyjną miłość? Każde porządne wakacje powinny być ogrzane przelotnym zauroczeniem, tańcem do rana z nieznajomym, łzami (jak kolonia się kończy :P) lub ponownym spojrzeniem na swojego starego partnera i wspólnym tańcem pod gołym niebem.
Było? Czy cokolwiek z tego było? Jeżeli nie, to masz 2 tygodnie. Tylko tyle, żeby lato 2015 zapamiętać pod kątem skoków do wody, palonego ogniska czy spotkania dzika w lesie, a nie tylko UPAŁU, który przecież był taki uciążliwy… A co jest najfajniejsze w tym całym rachunku – do zrealizowania tych rzeczy nie potrzebujesz ani budżetu, ani nawet urlopu.
Dzisiaj trochę zainspirowana tym kawałkiem, który mielę od miesięcy i wciąż niezmiennie jest na mojej liście najlepszych. Jeden z najporządniejszych klipów jakie widziałam, dlatego moje dzisiejsze zdjęcia trochę ocierają się o Bena. I jeżeli nie chcesz razem z nim spokojnie wyśpiewać ,,That’s how summer past”, to dzisiaj idziesz na wschód słońca, żeby jutro już móc to wykrzyczeć :)
B.
2 comments
dzIęki, B.
postanowiłam przeczytać post, bo mignęły mi się słowa mojego absolutnego sentymentu, piosenki-drgnienia serca: to ją właśnie zaczarowałam przed siedmioma miesiącami, kiedy z długoletnim przyjacielem postanowiliśmy zostać thistle&burr.
rachunek odrobiony: były dwa nadmorskie wschody, były jagody, ser i wino, czeko90, a z zanurzania się… zmoczyłam w morzu nogi prawie do spodenek. na usprawiedliwienie mam wakacje nad brrr bałtykiem. ale było cudownie!
i to właśnie dzięki niemu, D.
persenidy oglądałam z tatą.. zaliczone!
rose… duma !!! tak wlasnie byc powinno. A ten kawałek… rozwala za każdym razem :D