Wychodzę z założenia, że należy być na bieżąco – jeżeli o czymś się w kółko gada / piszę / debatuje, to lubię mieć zdanie w tej dyskusji. DOBRZE JEST BYĆ ŚWIADOMĄ i z tego właśnie powodu książkę przeczytałam i film obejrzałam – 50 twarzy zepsutego amerykańskiego kina.
Nie będę tutaj jojczyć o tym czy film jest wystarczająco perwersyjny czy nie, a może czy sceny pokazywały wystarczające detale penetracji czy nie. Jedno jest pewne – żadna ze scen tego filmu nie rozpaliła żadnego fragmentu mojego ciała. Cytując Madonnę ,,50 twarzy Greya jest dobre, pod warunkiem, że jesteś dziewicą”. Jest to totalna prawda, a tym smutniej, bo książka rzeczywiście potrafiła momentami trochę podnieść level ekscytacji – mając do dyspozycji OBRAZ to aż dziwne, że się nie udało. O gustach się nie dyskutuje – jeżeli ktoś się podniecił to super, cieszę się razem z nim. Moja wypowiedź nie jest o złej historii tylko o ŹLE ZROBIONYM FILMIE.
Umówmy się… tę fantastyczną pozycję literaturową wyznają tabuny lasek. To oznacza, że niezależnie od jakości tego tekstu jest on HITEM KOMERCYJNYM. Bardzo szanuje takie ,,dzieła”, bo opchnięcie czegoś na masową skalę też jest sztuką – marketingową, ale jednak sztuką. Czyli film powinien być totalnie skazany na sukces. No i chyba zainteresowanie tematem przez fanki / media spowodowały tę katastrofę, czyli totalne rozleniwienie producentów tego filmu. Jest to dzieło tak dalece niedoskonałe, że od 2 dni zadaję sobie pytanie jak można tak bardzo zepsuć tak idealnie skrojoną amerykańską, komercyjną bajkę. Myślałam, że takich rzeczy NIE DA SIĘ ZEPSUĆ – okazuje się, że jest to pesteczka. I żeby było jasne – nie hejtuje tego filmu dlatego, że jest KOMERCYJNY. Absolutnie nie. Bardzo szanuję dobre, amerykańskie, masowe produkcje – uwielbiam rzeczy skrojone na miarę segmentu docelowego i zawsze oddaję szacuneczek, nawet jeżeli nie jest to film dla mnie. ALE TO??? TO JEST ZŁE KINO.
Może żeby było trochę chociaż milej, powiem o dobrych stronach – aktorka pierwszoplanowa jest dobrana doskonale, mimo że pierwsze sceny z jej udziałem wywołują tylko śmiech – przerysowana skromność nie była rozczulająca tylko przykra. Ale całą resztę ograła fenomenalnie i za to oklaski. Było też parę dobrych scen podniebnych, no i niezły apartament Pana Greya. Niestety sam Pan Grey jest dennym aktorem – ma niestety tylko i wyłącznie jedną twarz… Nie można mówić nawet o dwóch, a co dopiero o 50. Tutaj rzeczywiście przydałby się AKTOR, który potrafi grać i szczeniaka i pojeba, a nie model z wyrzeźbionym ciałem. Twórcy zapomnieli, że bożyszcza tworzy się z energii, a nie z urody. Czy Ryan Gossling rzeczywiście jest aż takim ciachem? Czy był nim Pattinson, za którym szalały miliony? NIE ale oni faktycznie zagrali facetów, których pragniemy, a nie tylko tak wyglądali. Ten Pan bożyszczem nie zostanie, mimo że klatę ma lepszą niż tamte chucherka, którym nawet domalowywano sixpack.
A co do scen seksu… Otóż moim zdaniem ten film tak interesuje miliony, bo temat seksu wciąż jest TABU w społeczeństwach raczej konserwatywnych. Prawie żadna pani domu nie przyzna, się, że chciałaby zobaczyć porno – co więcej, powie FUUUUU publicznie jak tylko ktoś wspomni o takim temacie. A w łóżku to tylko grzecznie, a większość to też FUUU. Tak powstaje olbrzymia niezaspokojona ciekawość i chuć. I tak pojawia się LEGALNIE film, na którym ktoś robi mocniej i już miliony pędzą do kin, bo mogą LEGALNIE zaspokoić swoją mniej grzeczną stronę myśli. Ale serio… takie filmy od dawna są dostępne (nie na stronach XXX), są dużo ładniejsze, bardziej rozniecające i z pewnością mniej rozczarowujące. Wystarczy sięgnąć po kino gatunkowe, które wcale nie musi być pornosem z napompowaną blondyną. Rekomenduję szereg filmów erotycznego kina francuskiego, powstającego już od lat 70 jak nie wcześniej – wygrzeją Was dużo bardziej niż Pan Grey i dostaniecie 60 minut solidnej zmysłowości, a nie 20 minut zbyt dynamicznie zmontowanych fragmentów pejcza i sutka…
Z racji pracy miałam tę szalona przyjemność, żeby być na premierze i widzieć ten film bez żadnych wcześniejszych sugestii kogokolwiek na jego temat. Byłam otwarta i ciekawa. Po godzinie byłam tak dramatycznie znudzona, że z pewnością bym wyszła gdyby nie to, że planowałam nagrywać jeszcze po projekcji. Był to piekielny kawał nudy… Nie wiedziałam, że można aż tak spieprzyć historię, która komercyjnie była skazana na sukces.
Film zrobiony dla pieniędzy – bez serca. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. I może trochę ciekawostek dla dziewic.
Z pozdrowieniami dla Madonny.
Pasek
4 comments
Film ? – bez apelacyj nie ! pusty ! słaby ! bez polotu ! dno ! pięć metrów poniżej mułu ! . Gość przeleciał małolatę po czym biega za nią z jakąś dziwnie śmieszną umową , co by jej sprzedać kilka klapsów na legalu . ( tak rechotałem w kinie że chcieli mnie wyprowadzić )
BDSM – do tego poziomu dochodzi się latami ! I nie jest to dla śmiesznych dziewic które dopiero startują w świat orgazmu . Najnormalniej w świecie by tego nie przeżyły .
kokos… No niestety ten film jest bajką, cała historia nią jest. Ale bazuje na bardzo prostych damskich potrzebach ,,chce bogatego, ale ktory zaznal biedy. Niedostepnego ale mojego. Pięknego, ale nie wymuskanego. dominującego, ale delikatnego” i takie tam :P A co do BDSM nie mam wiedzy, nie mam zadanie, ale wierzę, że jednak nie wygląda to tak zabawnie jak orgazm na bazie skórzanego pejczyka muskającego pośladek :P
Każdy mówi, że film był słaby, a prawda jest taka, że producenci swoje zarobili na samej ciekawości, bo masa osób poszła na premierę. Brawo dla nich, reszta liczy się mniej. ;) Osobiście nie obejrzałabym drugi raz.
Agnieszka… oj ja tez nie :D