Zdjęcie okładkowe: Asia Łukasiewicz
Relacja z wydarzenia: Ania Mioduszewska oraz niewielkie archiwum własne ;)
Myślę, że raz na jakiś czas, kiedy piszę ,,wszystko jest po coś, Wszechświat ma swój plan” pojawia się u kogoś myśli ,,o nie, znowu o tym! Jak mam uwierzyć, że ta masakra w moim życiu ma sens”. No cóż… napisałam już o tym dwie książki, że przypadków nie ma, że na samym końcu życie…
Życie ostatecznie zawsze nas wspiera jeżeli tylko mu na to pozwolimy.
To będzie historia o premierze książki ,,Zrób z życia dzieło sztuki”, przez którą dosłownie przeszło tornado, które okazało się dokładnie tym, czego potrzebowałam…
Chodzi o to, że chyba wszyscy na sali zgodzimy się, że życie czasami potrafi skopać nas po brzuchu, wywrócić podszewką do góry nogami i porzucić bez sił – przynajmniej takie daje nam wrażenia. Nie twierdzę, że tego nie ma, że trudności się nie zdarzają, a kiedy mają miejsce masz pierdzieć tęczowym światłem radości. Chodzi o to, że masz wybór między następującymi opcjami:
- Możesz stwierdzić, że to jest okropne, świat jest zły, a życie trudne.
- Możesz przypomnieć sobie moje słowa i po chwili dramy jednak poszukać sensu w tym, co się dzieje. Powiedzieć sobie ciche ,,ufam” i sprawdzić gdzie ta niełatwa sytuacja ma Cię zaprowadzić.
Tylko takie dwa warianty, z których pierwszy prowadzi Cię donikąd, a drugi otwiera szeroko drzwi, daje szansę Wszechświatowi aby pokazał Ci swój pomysł na finał tej sytuacji. Aby wskazał Ci jaki jest powód, że właśnie to teraz dzieje się w Twoim życiu.
To Ty o otwierasz drzwi, przez które może przejść działanie Wszechświata. On nie będzie na siłę dobijał się przez zamknięte antywłamaniowe kraty. Otwórz, zaufaj, sprawdź.
Przytoczę Wam dzień premiery mojej drugiej książki. Dzień zaplanowany, zaprojektowany w sposób skazany na sukces. Wyobraźcie sobie temperaturę 30 stopni, piękny wieczór w centrum Warszawy na cudnym tarasie – 15 piętro z widokiem na inne drapacze chmur. Zdjęcia z tego tarasu możecie zobaczyć na niektórych stronach ,,Zrób z życia dzieło sztuki” aby lepiej wyobrazić sobie magię miejsca i widoku. Przestrzeń, ciepły letni wiatr, różowy zachód słońca. Na magicznym drewnianym tarasie rozwiesiłam łapacze snów, rozstawiłam złote świecie, cierpliwie poukładałam poduchy na meblach i leżakach, a także porozkładałam tu i tam moje przedmioty mocy. To wszystko z widokiem na potęgę miasta widzianą z góry prezentowało się wprost spektakularnie. Od wielu dni pogoda była przepiękna, wiele dni później też miała taka być. Tego dnia również w prognozach przewidywana była masa słońca, cudna temperatura, malutkie chmurki mające osłaniać nas od żaru z nieba w ostatniej godzinie przed zachodem. Wszystko było IDEALNIE.
Pamiętam jak zobaczyłam to miejsce już w pełni przygotowane i poczułam, że to jest jakaś magia – dla mnie samej niewyobrażalna sceneria, którą udało się wyczarować. Byłam taka szczęśliwa, wiedziałam, że przed nami absolutnie niezapomniany, letni wieczór.
I wtedy przyszła ona… burza. Byłam wtedy w domu, przyjechałam wziąć prysznic i wyciszyć przed tak ważnym dla mnie wydarzeniem, na które zaprosiłam mnóstwo znajomych, ale także przedstawicieli mediów i gwiazd, więc odpowiedzialność za powodzenie tego wieczoru była spora. Jednak burza miałam inne plany niż ja… Wszechświat miał zupełnie inny plan niż ja… oj jak bardzo inny. Chociaż zaledwie 5 kilometrów od miejsca wydarzenia, gdzie się znajdowałam pogoda sprawiała wrażenie raczej grożącej niż realnie mającej sprawiać trudność, to po powrocie na miejsce po prostu zaniemówiłam. Nie spodziewałam się, że kiedy na Pradze lekko grzmiało i spadło kilka kropel, w centrum odbył się swoisty exodus, który na 15 piętrze był odczuwalny z jeszcze większą, potężną siłą. Taras, który tak pięknie przygotowałam i magicznie zaczarowałam wraz ze sporą ekipą wsparcia został właściwie rozszarpany… Meble były porozrzucane po różnych częściach przestrzeni, niektóre powywracane. Po poduchach i łapaczach snów oraz innych dekoracjach nie było śladu, bo kiedy nadeszła burza znajomi, którzy pomagali na miejscu musieli natychmiast wszystko zebrać. Pozostał bardzo mroczny, szary taras, z widokiem na jeszcze bardziej szarą Warszawę, z masą powywracanych jak klocki mebli. Mokry, w strugach deszczu. Do wydarzenia zostały 2 godziny i absolutnie nic nie zapowiadało, że pogoda może się poprawić, a nawet jeżeli byłoby trochę lepiej to i tak na tych mokrych przestrzeniach nie udałoby się odwzorować tego, co było tam wcześniej. Z pełną szczerością powiem Wam, że wtedy przez chwilę, a nawet kilka chwil wpadłam w panikę i po prostu zwątpiłam… Część wewnętrzna przestrzeni była nieprzystosowana do przyjęcia planowanej ilości gości, nie było miejsca na cały wernisaż prac Maćka Wieczerzaka, z którym połączona była premiera i ogólnie nie było tam nawet w 10% tej atmosfery, którą proponował magiczny taras. Jednak taras zniknął, jakby cała jego magia i nasza praca zostały zdmuchnięte w kilka minut. Pomyślicie ,,jak można zrobić w Polsce event i nie brać pod uwagę deszczu?” Deszcz był wzięty pod uwagę, taras miał zadaszoną część, gdyby nawet popadało nic wielkiego by się nie stało. Mimo tego precyzyjnie dobrałam datę na ostatnią chwilę, żeby w prognozach nie było nawet grama deszczu.
Powiedz Bogu jakie masz plany, żeby mógł się pośmiać i wysłać do Ciebie prawdziwą burzę…
Burzy nie było w planach, załamania pogody nie było w żadnych prognozach, drastycznej zmiany temperatury, nie przewidywały żadne portale. Boga i jego żartów nie oszukają żadne czujniki pogodowe jeżeli tylko ma ochotę się z nami trochę zabawić ;)
Otóż mój plan teoretycznie zabezpieczył to, żeby z całą pewnością wszystko odbyło się na tarasie, jednak nie była, gotowa na europejski huragan z fruwającymi meblami :D W skrócie: byłam załamana. Zostało mi 2 godziny, żeby od nowa wymyślić koncepcję imprezy, doprasować przestrzeń przeznaczoną na około 20 osób na 60 przewidywanych, znaleźć przyzwoite miejsce do zdjęć dla mediów (wcześniejsze było ze spektakularnym widokiem na drapacze chmur, teraz zostały mi firany lub białe ściany) a potem jeszcze zrobić się na bóstwo i przystroić w energię ,,cieszę się, że jesteście kiedy wszystko się zawaliło a ja mam ochotę płakać”.
Jednak mam pewne błogosławieństwo w swoim życiu i są to moje własne książki :D Jeżeli kiedykolwiek coś dla Was napisałam to znaczy, że byłam tego pewna. Pamiętałam jak wiele razy w książce, której właśnie miała odbyć się premiera napisałam, że wszystko jest po coś jeżeli tylko pragniemy to zobaczyć, a pisałam o znacznie cięższych rzeczach niż burza i goście. Te moje książki zawsze mnie przywracają, zawsze mi przypominają w co wierzę najmocniej na świecie – mam to na piśmie i mają to na piśmie tysiące ludzi – to zobowiązuje ;) Dlatego też przyszedł moment, w którym wróciłam do tego w co wierzę najmocniej na świecie ZAUFAŁAM. Zaufałam, że Wszechświat ma na to jakiś pomysł. Pamiętam mojego narzeczonego jak z pełnym spokojem w swoim greckim tempie przechadzał się po tej przestrzeni i mówił ,,Kochanie zaufaj. Bogowie mają na to wszystko plan, spokojnie”. Zakładał, że zaraz wyjdzie słońce, będzie lampa, która wysuszy przestrzeń w kilka minut i wszystko do przyjęcia gości będzie pięknie, po staremu, a życie jakby testuje mnie i wiarę w treść mojej książki w dzień jej premiery. Mój Ukochany jest człowiekiem wielkiej wiary ;) Jednak
Wszechświat nie realizuje naszych planów tak jak my tego chcemy. On realizuje je tak, jak jest dla nas najlepiej, mimo że w danej chwili możemy myśleć, że to najgorsze rozwiązanie.
Słońce nie zaczęło mocno świecić, taras się nie wysuszył, ozdoby nigdy nie wróciły na swoje miejsce. Natomiast w środku przestrzeni, która została do dyspozycji odbyło się kolejne tornado tylko tym razem związane z tym, że musiałam, po prostu musiałam znaleźć na to jakiś pomysł. Natychmiast wyfrunęło część mebli, dywanów, inne znalazły zupełnie nowe miejsce. Stwierdziłam, że jeżeli nie możemy zrobić tego w pięknym, miejskim stylu zachodu słońca nad Warszawą, to zrobimy to absolutnie po naszemu. Na środku powstał krąg z chust i poduch – pełen świec i przedmiotów mocy. Pamietam jak wiele osób mówiło ,,o Boże jakie to magiczne, jak tu pięknie” w ogóle nie zerkając za okno, a na nasz krąg. Goście zostali zaczarowani nie przez spektakularne widoki a mały magiczny świat, który rozstawiamy tak z narzeczonym w naszym domu kilka razy w tygodniu. Siedzenie na ziemi, skąpani w zapachach i świecach – to kochamy najbardziej. Tak oto szpilki założone do pięknych kreacji natychmiast zostały zdjęte a koleżanki z radością pogniotły swoje piękne, skrupulatnie przygotowane stylizacje, żeby usiąść na ziemi po turecku. Tego bym się nie spodziewała ;)
I chociaż większość czasu spędziliśmy w otulających wnętrzach to o zachodzie na chwile przebiła się odrobina słońca, a deszcz tylko delikatnie kropił, co dało szanse na zrobienie spektakularnych pamiątkowych zdjęć, oraz tych dla mediów z widokiem na Warszawę, która wciąż tam przecież stała i na nas czekała. Jakby Wszechświat wiedział ,,ok dam Ci te 15 minut spokoju, żebyś miała chociaż trochę tego, co sobie wymarzyłaś ;)”. Zdjęcia wyszły piękne, a kilkanaście minut nieśmiałego, deszczowego zachodu słońca zza chmur absolutnie nas oszołomiło. Było przepięknie. Pozostało pytanie jak zaaranżować część oficjalną – czy zrobić to zgodnie z wstępnym planem na stojąco, z widokiem na miasto wykorzystując chwilkę okna pogodowego czy może wymyślić coś zupełnie innego w środku… Okazało się, że odpowiedzią byli goście, którzy nawet domagali się, żebyśmy usiedli w środku na poduchach i wykorzystali stworzoną, magiczną przestrzeń. Wtedy zrozumiałam, że może dla mnie siedzenie na ziemi w kręgu to codzienności, ale dla wielu osób to pierwsza taka sytuacja w życiu, której chętniej doświadczą niż kolejnego koktail party w stolicy.
Tak oto zostały przygaszone światła, wszyscy znaleźli miejsca siedzące, bo przez burzę nie dotarły wszystkie potwierdzone osoby, a okazało się, że przestrzeń pomieści 40 dusz, chętnych do tego aby siedzieć blisko siebie na ziemi. Byłam zdumiona, ale na wydarzeniu poniekąd jednak medialnym wszyscy, jednym głosem w ciszy usiedli w kręgu i oczekiwali co wydarzy się dalej. Nie mieliśmy planu oprócz krótkiego przemówienia i mojego sekretnego planu z tortem dla mojego narzeczonego (miał tego dnia urodziny). Jednak prawda jest taka, że nigdy nie potrzebuję planu, żeby zabrać ludzi… w medytacyjną podróż. To jest w mojej Duszy, tak naturalne jak oddychanie. Dlatego padła decyzja – zabieramy gości w wycieczkę wgłąb siebie, w wyciszenie i medytację oraz kąpiel w dźwiękach dzwonków i innych, kilku wysoko wibracyjnych instrumentów, które mieliśmy przy sobie. Zupełnie nie show biznesowo, nieplanowanie, dla wielu niespodziewanie, kiedy w złotej kreacji czy wyprasowanych spodniach od garnituru wylądowali bez butów na ziemi :D
Zaczęła się magia jakiej nie spodziewał się nikt – nawet sami organizatorzy, patrz: my. Wydarzyło się coś niesamowitego, nasi goście odpłynęli prawdziwie, głęboko. Połączyli się na poziomie nie instagrama a serca. Po wielu policzkach płynęły łzy… takiej premiery się nie spodziewałam, nie mogłam sobie tak pięknej nawet wymarzyć. Okazało się, że nasi serdeczni znajomi Paulina i Tomek Torres, którzy są muzykami byli gotowi aby w tym kręgu, spontanicznie zagrać nam na handpanie i zaśpiewać. To było coś tak pięknego, że kolejne porcje łez wylały się z serc na poduchy. Tak, zdecydowanie wtedy zrozumiałam jaki był sens tego wszystkiego, tego całego szaleństwa…
Zrobię teraz mały przerywnik – pisząc dokładnie ten tekst do drzwi zadzwonił kurier. Przyniósł mi prezent od jednej z marek – jest to piękny naszyjnik ze słońcem, które ma oko. Jakbym właśnie dostała podpowiedź ,,Wielki Brat zawsze patrzy, jesteś bezpieczna”. Aż mam ciarki na całym ciele, że taka synchroniczność przychodzi właśnie kiedy piszę przekaz ,,Wszechświat jak zawsze miał plan”.
Jaki był jego plan? Otworzyć mi małą pogodową furtkę na małe show biznesowe, instagramowe czary mary, dać szansę na kilka ładnych zdjęć, które pofruną w świat, a znajomi będą mogli uwiecznić na pamiątkę widoki wspaniałej Warszawy. Ale potem… potem Wszechświat postanowił zdjąć nam buty, usadzić blisko siebie w kręgu, zgasić światła, rozpalić świecie z burzą, która subtelnie wróciła za okno i dać mi szasnę na to, żebym w starym medialnym świecie pokazała nową, NAJPRAWDZIWSZĄ SIEBIE. W całej książce ,,Zrób z życia dzieło sztuki” opowiadam o mojej przemianie, o odejściu z roli dziennikarki showbiznesowej, o wybraniu drogi ducha i pomagania innym zamiast codziennego świata telewizji, fleszy i splendoru. Jednak całkowita zmiana dokonała się dokładnie tego dnia dzięki psotliwości Wszechświata. Kiedy książka właśnie trafiła na półki sklepowe ja otrzymałam ostatni test i pierwszą prawdziwą szansę na to, żeby moją pełną przemianę pokazać światu. Nieplanowanie, bez scenariusza.
Aby być sobą nie potrzebujesz planu. Nie potrzebujesz przygotowania. Nie potrzebujesz idealnych okoliczności.
Jesteś. Po prostu jesteś tym kim jesteś i to jest idealne.
Uwierzcie mi, przez lata pracy na czerwonych dywanach byłam na tysiącach imprez, ale na żadnej nie widziałam prawdziwych łez wzruszenia. Nie słyszałam ,,wydarzyło się dla mnie coś niesamowitego” lub ,,pierwszy raz odpłynąłem” albo ,,wychodzę z odpowiedziami, na pytania, które tak bardzo mnie męczyły”. To było absolutnie niesamowite, że pierwszy zorganizowany przeze mnie event o znamionach ,,show biznesowych”, który zaaranżowałam przy wsparciu jedynie znajomych a nie wielkich marek czy sponsorów okazał się takim sukcesem.
Sukcesem poruszonych serc.
Nie mogłam sobie wyobrazić piękniejszej premiery. Dziękuję, dziękuję, dziękuję za ten exodus, a nawet za te chwile stresu. Nauczyły mnie bardzo, bardzo wiele i pomogły w czymś najważniejszym – powstaniu do swojej mocy, do swojej prawdy, w świecie, w którym kiedyś zawsze musiałam mieć jakąś rolę. Porzuciłam rolę, zaczęłam być także tutaj – w świecie mediów i showbiznesu – w stu procentach sobą. Tak, po moim policzku też popłynęła łza, kiedy na żywo Paulina i Tomek zagrali utwór ,,Nowa Ty” – podłoga tej spontanicznie zaaranżowanej przestrzeni zapamięta tę piosenkę i tę łzę na zawsze…
Kochanie, gdzie w Twoim życiu pojawia się teraz szansa pod maską trudności? Gdzie czai się możliwość udająca problem? Gdzie możesz otworzyć się na to, że w tym wszystkim jest mądrzejszy sens niż możesz sobie wyobrazić? Gdzie prowadzi Cię wyboista droga i przeszkoda, którą widzisz?
Co może się wydarzyć kiedy odpuścisz i zaufasz…
Sprawdzisz?
Dziękuję Wam tak bardzo za bycie częścią przygody z moją kolejną książką. Niech ,,Zrób z życia dzieło sztuki” płynie z rąk do rąk, z serca do serca. Nich porusza, zmienia, transformuje, otwiera na miłość i piękno, potężne piękno życia. Dziękuję także naszym gościom, których Wszechświat przywołała do nas i zebrał w tak doskonałym składzie. Dusz gotowych na inny świat, inne jakości i głębię… DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ.
To było spełnienie moich marzeń. To było prawdziwe wspólnie namalowane DZIEŁO SZTUKI.
PS już 4 lipca widzimy się o 19.00 na otwartym spotkaniu autorskim w Big Book Cafe e Warszawie! To jedyna taka okazja na dedykację i masę mocy na żywo :) Będzie też transmisja online, bądźcie koniecznie! Link do wydarzenia WIECZÓR AUTORSKI .
Niech wydarzy się MAGIA <3