Jest taka magiczna moc, o której w świecie pędu, bodźców, biegu i dead linów całkowicie zapominamy. Tą mocą jest cisza, zatrzymanie się, wyłączenie. Tylko w spokoju własnego wnętrza znajdziemy odpowiedzi, harmonię i jasność, której tak mocno potrzebujemy. Jeżeli od dawna nie możesz zaznać równowagi, rozwiązać dylematu mimo że nie daje Ci spokoju, czy nie umiesz prawdziwe wypocząć, to może dlatego, że już od dawna nie umiesz tak naprawdę się zatrzymać…?
Przez lata rozmawiając z ludźmi zauważyłam jedną rzecz – wszystkich, którzy mają problem, którego długo nie potrafią rozwiązać łączy jedna kluczowa sprawa. Biegną, lecą, są zasypani obowiązkami, albo bodźcami. Cały czas dzieje się COŚ – w zależności od sytuacji jest to albo mnóstwo pracy, po której zawalają się siłownią, serialem czy zakupami; czasami jest to całkowite poświęcenie się dzieciom, między rosołem, a sprzątaniem domu dojdzie jeszcze Na Wspólnej, u innych jest to bodźcowe życie z masą podróży, eventów i zdjęć na instagramie. Wszystkich łączy jedna fundamentalna rzecz – w tym stosie zajęć nie przewidzieli czasu dla SIEBIE. Mówiąc o czasie dla siebie nie chodzi mi o dodatkową rozrywkę, kolejny serial czy nawet kąpiel z książką. Chodzi mi o czas spędzony tylko i wyłącznie na własnym wnętrzu, nie robiąc nic, chodzi o czas ze sobą.
Co ciekawe ten brak kontaktu zazwyczaj (nigdy?) nie wynika wcale z realnego braku czasu, a z braku… chęci. Dlaczego? Najczęściej dlatego, że boimi się jakie będą odpowiedzi tego ,,wnętrza”, sami zasypujemy się stosem rzeczy, aktywności, bodźców, które nie dają nam szans, żeby usłyszeć nasze myśli, bo po prostu boimi się je usłyszeć. Czasami to za bardzo boli, czasami postawiłoby przed nami za trudne wyzwania, dlatego zamiast spojrzeć wgłąb siebie wolimy sabotować się dodatkowymi obowiązkami zagłuszającymi ten wewnętrzny, najmądrzejszy głos.. Tymczasem tylko pierwszy kontakt z tym “środkiem” bywa (ale nie musi być!) bolesny, bo zderzamy się ze strachami, lawiną myśli, od których bardzo chcemy uciec i nawarstwioną ilością dylematów oraz kolejnych rzeczy do zrobienia. Tymczasem jeżeli tę chwilę dla własnego wnętrza potraktujemy jako nasz rytuał, stały punkt dnia niezależnie od wszystkiego, wtedy stopniowo to własnie w tym wnętrzu będziemy odszukiwać największy spokój i źródło wszystkich pewnych odpowiedzi.
Pamiętam czas kilka lat temu, kiedy zrobiłabym wszystko, żeby nie słyszeć moich myśli, bo było ich tak wiele od pierwszej sekundy po przebudzeniu do ostatniej przed zaśnięciem, że kompletnie nie umiałam tego opanować. Dlatego faszerowałam dzień jak największą ilością spraw – lista nigdy się nie kończyła, miałam czym “zająć głowę”. Dzisiaj to właśnie te chwile z moim wnętrzem są dla mnie największym ukojeniem dającym wszystkie odpowiedzi. W mojej głowie jest spokojnie, a w momentach “dla siebie” po prostu zauważam swoje myśli, a potem pozwalam im na tę chwilę odejść, a prawdziwych odpowiedzi zawsze szukam w głosie swojego serca. Na początku, gdzieś tam cały czas cichutko piszczał, ale bardzo ciężko mu było się przebić przez kolejny obowiązek, serial czy wycieczkę. Ten głos potrzebuje SPOKOJU, żeby dał się usłyszeć. Dzisiaj ten głos mam tak silny, że wystarczy, że zamknę oczy, wezmę kilka głębokich oddechów i od razu łapię kontakt ze sobą. W moment dostaję odpowiedzi na wszystkie pytania, bo wiem, gdzie ich szukać. Nie w kolejnym bodźcu, nie w kolejnej książce, artykule czy scrollowaniu instagrama. Odpowiedzi są we mnie – w Tobie też, trzeba je tylko usłyszeć :)
Opanowałam do perfekcji swoje momenty znajdowania spokoju. CODZIENNIE daję sobie czas na to, żeby się zatrzymać. Czasami, kiedy mój dzień jest tak szybki, że nie ma szans na samotną ciszę w pustym pomieszczeniu, wtedy po prostu zakładam na uszy słuchawki i gdziekolwiek jestem włączam muzykę medytacyjną, biorę głęboki oddech, potem kolejny, jestem tu i teraz, widzę drzewa, ludzi, lub zamykam oczy i czuję zapachy, a jeżeli mam dylemat staram się usłyszeć swój wewnętrzny głos, który wie na pewno. Mogę być na samym środku szalonego miasta i wcale mi to nie przeszkadza. Włączam w głowie przycisk “JA” i świat znika, niezależnie jak bardzo przebodźcowane jest moje otoczenie w danym momencie. Kiedyś byłoby to dla mnie NIE DO ZROBIENIA, dzisiaj jest to na liście priorytetowych czyności.
Dlatego, kiedy ktoś mówi mi ,,ja nie mam czasu na takie zatrzymanie” nigdy w to nie uwierzę. Wiem, że tym czasem może być nawet zmywanie naczyń, odkurzanie czy trasa do pracy – jest to po prostu kwestia DECYZJI a nie okoliczności.
Wystarczy zamiast myśleć o tym, co wczoraj, zaraz i potem… być TERAZ, a swoją uwagę skierować… do środka, do siebie, do serca. I bardzo głęboko oddychać. Wystarczy :)
Daję Wam całkowitą pewność, że po stosowaniu takiego rytuału w ciszy, przy słuchaniu śpiewu ptakóww, muzyce relaksacyjnej lub przy medytacji prowadzonej – codziennie, chociaż przez 5 minut, z czasem zaczniecie odszukiwać swoje prawdziwe odpowiedzi, myśli zaczną sie układać i znajdziecie swoje najbezpieczniejsze miejsce we wszechświecie. SIEBIE ;)
Spróbujcie dzisiaj, teraz, bo życie jest tylko TERAZ!