Po majówce, o której wszyscy trąbili na fejsie (włączenie ze mną) trzeba było wrócić do pracy. Ale jakże miło mi się zaczęła!!!
Dwa lata temu dość zachorowałam na punkcie jednego z kawałków pewnego zespołu. Oczywiście szybko przełożyło się to na wizytę pod sceną podczas Openera, oraz na opanowanie sporego spektrum ich repertuaru. Na koncercie naturalnie piszczałam i w ogóle, bo infantylna część mnie uwielbia w takich sytuacjach błyszczeć pełnym blaskiem.
I w tym momencie przechodzimy do poprzedniej niedzieli, kiedy okazało się, że gościem tego odcinka Must be the music jest właśnie zespół Hurts. Zrobiło mi się kolorowo niczym tęcza na Placu Zbawiciela – przed spaleniem. Dobry los zechciał obdarować mnie także możliwością POROZMAWIANIA z tymi panami, co wzbudziło we mnie niemałe emocje. No wiecie najpierw pisk pod sceną, potem odległość 0,5 metra i własne 5 minut ,,face to face”. No każda małolata wie jak jest.
Po przeprowadzeniu tej rozmowy jestem jeszcze większą fanką. Tak normalnych ludzi w show biznesie raczej ciężko uraczyć. Zero gwiazdorstwa, luz, brak napompowania, czy kreowania mitów i legend wokół siebie. Doskonałość postawy medialnej.
W ramach osobistej ekscytacji z przeprowadzonego projektu serwuje Wam mój mały wywiadzik z przekazem, że nigdy nie wiemy czy nie stanie się tak, że za jakiś czas idol stanie z nami w ramie w ramię :) Like it, Love it, Keep it!!! Rozmowa z Hurts
A czy Wy macie swoje story podobnego typu? dawać!
8 comments
Podoba mi się, że tak pewnie mówisz po angielsku. Ja uczę się od wielu lat, mam gramatykę w jednym palcu, ale pewności wciąż brakuje :(
dobry wywiad Basiu, gratulacje! Chciałabym dostać kiedyś od losu podobną możliwość :)
(ten obrazek z poprzedniego komentarza z tumblr’a niezły :D)
gosc1… trening jest potrzebny. Ja też już czuję braki w tym, że nie korzystam z tego języka zbyt często :/
gosc2…. HAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHA ostro :P
Magda… nigdy nie wiadomo co w życiu się przytrafi :)
no zazdrość Baśka !!! ale fajny wywiad przyjemnie się ogląda.
nie mam głośników więc nie ocenię Twojej angielszczyzny (jak inni), Panów też co prawda nie znam…
ale rozumiem, łączę się w radości :)
miałam kiedyś okazję na face to face z moim największym, najukochańszym Stingiem i wiem jakie temu towarzyszą emocje ;)
z komentarzy wnioskuję, że podołałaś, zatem gratuluję :)
kamilo… ciesze sie :D
laferme… no wiesz, oceniać bez oglądania? skandal! No Brytyjką nie jestem – to na bank. SPOTKAĆ STINGA – TO JEST MOC! jak to się stało?
to co mam oceniać? eee tego super Barbaro, ten angielski, ta gramatyka, no normalnie czapki z głów ;) haha przy poniedziałku nie jestem do końca normalna
co do mojego ponadczasowego spotkania, Sting przyjechał na koncert z okazji wejścia do Pl sieci Orange (więc już wieki temu), była okazja spotkać się z nim w Empiku
zatem skorzystałam z niej
o 3 rano wyjechaliśmy z Gd, żeby w Wawie być o 7 rano, następnie czekać do 13 i spotkać się z NIM :D
znajomi powiedzieli, że jestem stuknięta
to prawda ;)
potem był jeszcze koncert, powrót do Gd, nie spałam 26 godzin, nie wiem jak to przeżyłam (bo śpiochem jestem strasznym), ale zapamiętam to spotkanie na wieki wieków amen ;) no i autograf mam
ahhhhh rozpływam się na samą myśl ;)
To faktycznie poświęcenie GIGANT. Musiałabym się zastanowić czy mam idola, dla którego bym to zrobiła :D Ale wrażenia bezcenne więc pewnie było warto. A co do opinii – lubię konstruktywne – czy dobre czy złe. A w przypadku tego filmu moim zdaniem wciąż do angielskiego można się ostro przypier***** :Dnn1
Comments are closed.