Są takie momenty w istnieniu każdego ziemianina, kiedy przekraczamy własne granice. A jak już je przekroczymy i UDA SIĘ, to można spokojnie usiąść na własnym łóżku, zjeść kanapkę z ogórkiem kiszonym i powiedzieć sobie ,,JESTEM DLA SIEBIE ZWYCIĘZCĄ”. Ja swoją granicę przekroczyłam wczoraj, a wyglądało to tak…
Kilka tygodni temu dowiedziałam się, że będziemy po raz pierwszy realizować relację na żywo z pewnego show biznesowego wydarzenia. Fajnie, fajnie, ale dopiero chwilę później dotarło do mnie, że zasięg tego przedsięwzięcia to jakaś masakryczna torpeda. Nie muszę nikomu mówić jakie bimbaliony czytelników ma Pudelek, a dodajmy do tego Wirtualną Polskę i mamy jakieś szalone ilości widzów, przed którymi mam mówić przez godzinę – NA ŻYWO. Doświadczeń z programami live miałam kilka, ale nigdy nie był to taki kolos spoczywający bezpośrednio NA MNIE.
I tak przyszedł dzień wczorajszy. Wyspałam się jak dziecko, bez grama bezsenności, co uznałam za ZNAK – dobry. Następnie ponowne szlifowanie w głowie scenariusza transmisji i jazda.
No dobra zanim jazda, to trzeba było jeszcze zadbać o aspekt wizualny – przecież nie pokażę się przed milionami Polaków w kołtunie i szarym swetrze. Kreacja wybrana kilka dni wcześniej – przymiarki w pracowni Bohoboco, burzliwe, bo kłóciłam się sama ze sobą. Wymyśliłam sobie jakąś wizję, ale w praktyce okazało się, że czuję się dobrze w czymś zupełnie innym. No i weź babo podejmij decyzję. Na szczęście miałam przy sobie najbardziej fachowego doradcę – twórca kreacji przekonał mnie do hollywoodzkiego dekoltu. I dobrze. (Dziękuję jeszcze raz)
Następnie WŁOS. Tu też były wahania, ale zostały rozwiane U Fryzjerów. Zrobili z mojego wiechcia, włosy z reklamy – serio. Okazało się, że jak jest blask, zdrowie i błysk to nie potrzeba nawet koków i loków. Polecam, bo nawet z moich zmęczonych show biznesem włosów zrobili CUD.
Dotarłam na miejsce mojego wielkiego debiutu LIVE na evencie Magnum. Aula Fizyki Politechniki Warszawskiej już wyglądała jak petarda. Wtedy chyba do mnie dotarło co wydarzy się za kilka godzin. Stres wzrósł – level +1. Po próbach jednak opadł, bo zobaczyłam, że wszystko jest dobrze dopracowane. I chociaż nasza reżyserka wyglądała raczej jak statek kosmiczny, to jakoś czułam, że mam do czynienia z osobami, które wiedzą, który z tych guzików przycisnąć.
Make up (dzięki Zuzia!), założenie oczekującej na mnie sukienki. I jazda. Stres podskoczył do 10/10.
3,2,1 JESTEŚ. usłyszałam w słuchawce.
Gdyby nie Patricia Kazadi, która bardzo skutecznie rozpraszała mnie spod wybiegu, na którym stałam, to uznałabym moje wejście nawet za dobre. Po tym już poszło z górki, do czego Patricia się przyczyniła (odkupując winy), bo zawsze mam z nią bardzo przyzwoity przelot przed kamerą, a była moim pierwszym rozmówcą. Po niej była jeszcze Małgosia Socha, Aneta Kręglicka, Ekskluzywny Menel i wielu innych, ale to już do zobaczenia na własne oczy (link na dole).
Z każdą minutą już było tylko lepiej, bo już przyzwyczaiłam się do gadającego przedmiotu w uchu i dotarło do mnie, że stres mnie NIE zamurował (a przecież istniało takie prawdopodobieństwo jak w przypadku ,,tory były złe”). W tym tonie dotarłam do końca tego ponad godzinnego maratonu, który oglądało BARDZO DUŻO internautów.
Przyznam, że po zakończeniu transmisji z czystą radością wypiłam głęboki kieliszek wina i ZJADŁAM LODA. A po wszystkim… zdjęłam sukienkę Bohoboco, założyłam płaskie buty i wróciłam do mojego praskiego domu. Zjadłam kanapkę z ogórkiem kiszonym i pomyślałam sobie ,,JESTEM DLA SIEBIE ZWYCIĘZCĄ.”. Takich momentów życzę WSZYSTKIM.
B.
A relacja 1 do 1 do zobaczenia tu: Relacja z wydarzenia Magnum – Pudelek