Pamiętam jak po pierwszej nocy we francuskim akademiku, z samego rana założyłam ubranie pasujące do dzikiego gorąca panującego na zewnątrz (w przeciwieństwie do polskiej jesieni, której doświadczałam dzień wcześniej) i wybrałam się do IKEA. Otóż ciężko jest zaaklimatyzować się w miejscu, w którym nie ma się nawet kubka… Dlatego pełna werwy by zacząć ,,nowy, francuski rozdział” popędziłam po własny kocyk i kawałek talerza. I tak trafiłam do chyba jedynego miejsca w okolicy, które nie straszyło mnie nieznaną, obcą atmosferą i poczułam się trochę ,,jak w domu” bo akurat ten sklep jest wszędzie taki sam – czy w Jankach czy na Lazurowym Wybrzeżu :P Domowego charakteru IKEI dowiódł także wczorajszy wieczór. Otóż została tam zorganizowana DOMÓWKA W IKEA o której wystosuję Wam kilka koślawych zdań.
Pierwszym zagadnieniem, które chyba wszystkich zastanawiało był temat alkoholu. Otóż miała być to impreza absolutnie pozbawiona %. Jak dla mnie bez problemu, ale zastanawiałam się czy W POLSCE jest możliwe stworzenie klimatu prawdziwej imprezy w stanie totalnej trzeźwości. Niestety kultura naszego narodu zawiera ,,rozmowy Polaków przy wódce” i próba ,,wytrzeźwienia” wycinka narodu wydała mi się zagadnieniem wręcz bohaterskim! I śmiało stwierdzam, że podołano! Zapewniono dużo abstrakcyjnych aktywności, które wciągnęły przybyłych w prawdziwy stan domowej imprezy. Twister, kalambury, konsole, kółko i krzyżyk, walki na poduchy (z nagraniem i odtworzeniem w wersji slow), rzucanie się pierzami, silent disco, karaoke, wyścigi na krzesłach, leżenie w łóżkach, wylegiwanie się na kanapach a nawet Hirek Wrona na DJce :P Oczywiście zapewniono także porządną wyżerkę, zabrakło jedynie słynnych hot-dogów. Na sam koniec wszyscy leżąc w dziale sypialnym oglądali występ spontanicznego, interaktywnego kabaretu, który też dał radę.
Na przedstawionych zdjęciach macie smaczek tego jak było. Wcześniej wspomniany twister, w którym przegrałam, mimo że stałam na 2 nogach w jednej linii, wojna na pierze i walka z Disą na brokułowe poduchy – w slow motion wyglądało to wybitnie (kolejna przegrana :P).
Reasumując klimat był na prawdę niezły, a wszyscy zaangażowali się w atmosferę domowej imprezy. Bardzo popieram takie inicjatywy bo pokazują nieszablonowe podejście do marketingu i udowadniają, że są ludzie, którzy potrafią dobrze bawić się dzięki tego typu zajawkom i mają potrzebę żeby działo się więcej, inaczej, bardziej.
A to wszystko zainicjowane przez Alice in Warsawland, o której blogu kiedyś Wam pisałam. Zaimportowała pomysł ze Szwecji i tak powstał mój wieczór idealny. Szkoda tylko, że upokarzająco pokonała mnie w Twistera… :P
10 comments
hahahah dobre. Zawsze chciałem zagrać w Twistera a jakoś mnie to omijało.
!! podsyłam Ci więcej fot
Baska wy taka rozpierduche w Ikei zrobilyscie?
gosc… gra mega :D
disa… podziękowała
Ewa… doookładnie :D miło nieprawdaż ?
Bardzo intrygujace. Ikea sie zgodzila nie obawiajac sie o balagan i ewentualne szkody, jakie moga byc wyrzadzone?
http://www.facebook.com/photo.php?fbid=10150826310757479&set=a.10150826305172479.401925.294676812478&type=1&theater
;) to zdaje się Ty i Disa?
Beatrice… wszystko było tak zorganizowane, że nie miało prawa być zniszczeń :) a gdyby były… no risk no fun :P
Leferme… my, my – zastanawiam się tylko co zakładałam na głowę :P
rozróba !!!!
wygląda jakbyś zdejmowała torebkę?
Baśku, nie zaimportowałam znikąd tylko zainspirowałam się sleepoverem w UK ;) I tak, wygrana w Twistera była EPIC :D:D:D:D rewanż? :D