Berlin… miasto z wielobarwną, wyzwoloną duszą. Dla tej tęczowej, a czasem czarnej duszy przyjeżdżają tu ludzie z całego świata. Miasto, w którego żyłach płynie electro, street food, a doba nie ma ani początku ani końca. Jest też wieża Telewizyjna i Brama Brandenburska, ale nie jest to wpis, dla których wyjazd nie liczy się jeżeli nie wrócą z selfie z którąś z wyżej wymienionych. Oto mały przewodnik dla tych, którzy chcą liznąć Berlina, który wchłania, pociąga i kusi. Niektórzy nazwaliby ten teks ,,Berlin alternatywnie”, ale chyba chodzi o ,,Berlin tak na serio”. Przeczytaj, a jest spora szansa, że pod koniec tego tekstu kupisz bilet jeszcze na najbliższe wakacje.
Berlin to miasto TYLU OPCJI, że aż ciężko uwierzyć, że w jednym mieście może pomieścić się aż tyle zajebistości. W przeciągu ostatnich kilku lat byłam tam parę razy i teraz nasiąknęłam na tyle, że mogę powiedzieć – tak, kocham to miasto i jego grzeszną duszą. Tu możesz być sobą, tu nie musisz sprawdzać czy make up wciąż się trzyma bo wolą Cię bez niego, mają gdzieś, że szorty są za krótkie. Tu robisz jak chcesz i wszyscy to akceptują.
I. Berlin – CZY CIĘ STAĆ? Mam zasadę – na wycieczkach nie oszczędzam. Ale mogę sobie mówić tak teraz, kiedy mam pracę, a urlop jest czymś co czczę jak bożka. Ale student też ma prawo się bawić, nawet jak kieszeń jest trochę za lekka. Dobra informacja jest taka – to miasto jest dla Ciebie bo BERLIN JEST TANI na tle Europy. Ceny są porównywalne do warszawskich, a czasami jest znacznie taniej. Jeżeli chcesz podróżować ekonomicznie nie ma problemu – street food jest pyszny i bardzo tani, a alkohol w cenach podobnych jak w Polsce możesz kupić chociażby w Lidlu :) Poza tym do Berlina dotrzesz drogą lądową, czyli jeżeli budzet już bardzo kuleje możesz nawet wypchać walizę różnymi rzeczami, które w samolocie by nie przeszły. Do Berlina dotrzesz pociągiem (od 240 zł w 2 strony), Polskim Busem jest dłużej, ale czasem mają te magiczne bilety za 1 zł. Osobiście świetnie wspominam te czasy, kiedy z dość pustym portfelem potrafiłam to miasto pożerać w całości. Jeżeli chodzi o komunikację miejscą to na 4 dni kupisz bilet na wszystkie linie za 31 euro. Możesz też znacznie taniej wynająć rower na kilka dni. A jeżeli się uprzesz to i pieszo sporo zobaczysz, raz na jakis czas kupując pojedynczy bilet, żeby przemieścić się z jednej części miasta na drugą.
II. Gdze mieszkać? 90% osób odwiedzających Berlin powie Ci Mitte. Natomiast ci, którzy kiedykolwiek tam mieszkali, nigdy tego nie zasugerują. Mitte jest imponującą, czystą dzielnicą z pięknymi kamienicami i masą sklepów. Takie obrazki możesz zobaczyć w prawie każdej europejskiej stolicy. Nie po taki Berlin chciałeś przyjechać, prawda? Jeżeli chcesz zobaczyć jak żyją prawdiwi Berlińczycy poszukaj noclegu w dzielnicy Friedrichshain lub Kreuzberg. Na tej pierwszej bronią się okolice Boxahener Platz pod kątem dostępności fajnych miejsc do jedzenia i wieczornego relaxu przy piwku. Kreuzberg natomiast to wielka kopalnia dziwnych miejsc rozsianych po całej dzielnicy.
III. Klub – jaki, gdzie? 100% przewodników wskaże Ci klub Berghain jako najbardziej popularny klub w Berlinie o światowej sławie. Będziesz czekać minimum 3 godziny, a następnie może wejdziesz, a najprawdopodobniej jednak nie. Nawet Berlińczycy chodzą tam tylko jeżeli są wpisani na listę przez DJa, bo inaczej nie ma to większego sensu. Ale SPOKOJNIE Berlin to nie Berghain, miejsc jest tyle, że można się taplać w ich różnorodności, a fantazja w tym co tam proponują jest trochę nadprzyrodzona – od ludzi w każdym wieku w lateksach, po imprezy z ludźmi przebranymi za motylki. Osobiście zauważyłam, że centrum ,,wypadowe” Berlina jeżeli chodzi o tany tany to okolice stacji S-bahn Warschauer Strasse lub też sąsiadujących z nią stacji, czyli wiele dzieje się wzdłóż rzeki. Ja i moje serdeczne przyjaciółki trafiłyśmy na szczególny weekend i w Berlinie większość miejsc było otwartych NON STOP… od piątku do poniedziałku bez przerw. Elegancko. W Berlinie ogólnie jest tak, że jeżeli jesteś ostrym kalibrem imprezowicza to jesteś w stanie ZAWSZE znależć imprezę. Inna sprawa, że wtedy oprócz cudownych plenerowych, weekendowych inicjatyw z radością i tęczą w tle, czasami możesz trafić w bardzo bardzo czarny Berlin, z ludźmi, którzy mogli nie widzieć światła przez wiele dni i mają mocną chemię w żyłach. Dla mnie to wersja zbyt hardcorowa, po squatach się nie włóczę, ale jeżeli dla Ciebie nie… znajdziejsz imprezę zawsze, nawet w ciągu tygodnia. No dobra to może parę nazw, żeby nie zostawić Was z niczym. Ja mam sentyment do Salon Zur Wilden Renate czyli w skrócie Renate. Klub zaaranżowany w starym domu, a impreza odbywa się po pokojach, natomiast w okresie letnim jest też plener. Zdjęć nie mam, bo uwaga W BERLINIE W KLUBACH NIE WOLNO ROBIĆ ZDJĘĆ / NAGRYWAĆ. Nie bierz ze sobą aparatu bo na bank zabiorą Ci na wejściu, a jeżeli trzaśniesz sobie selfie telefonem lub nie daj Boże zrobisz snapa tłumu – w dobrej wersji wszyscy zgodnie zaczną nagrywać Ciebie (przeżyłam to), w gorszej – wyniosą Cię z klubu. Co dzieje się w berlińskim klubie ma tam zostać. Warto też odwiedzić Katarbleu czy Sisyphos. Nie będę wymieniać tutaj całej listy klubów, bo jest ich CAŁA MASA, a te ,,fajne” zmieniają się dość często, więc warto zapytać Berlińczyków będąc na miejscu co w danym dniu rozerwie Cie z radości na strzępy.
IV. Jak wejść? Oprócz tego, że nie należy afiszować się ze swoim smartfonem i snapchatem, trzeba pamiętać, że jeżeli wystroisz się jak do polskiego klubu czy jak blogerka prosto z festiwalu, to chociaż będziesz błagać – nikt Cię nie wpuści. Obcasy zabronione, sukienki i falbanki też nie bardzo. Szczerze? Największe prawdopodobieństwo wejścia masz w starej bluzie, przykurzonych butach i bez makijażu – zaskakujące lecz prawdziwe. W ten sposób odróżniają ludzi przychodzących bawić się bez zbędnych pozorów zajebistości, od turystów, którzy przyszli popatrzeć jak w zoo. Nie warto też wchodzić stadami – w parach jest optymalnie, dużych grup zazwyczaj nie wpuszczają. Przygotuj się na opłatę od 10 do 30 euro, do tej pory z takimi cenami za wejście się spoktykałam (spokojnie, jest też dużo aranżowanych nad rzeką imprez, za darmo na przykład w ciągu dnia). Aha KIEDY PRZYJŚĆ? Przed 1-2 w nocy nawet nie próbuj, będzie pusto. Kiedyś często przyjeżdżałam do Berlina zostając w mieszkaniu u lokalesów – oni nie wychylali się z domu wcześniej niż przed 3, a czasami wyruszali dopiero o 5. (O innych przygodach z Berlińską społecznością w tle, w moje szalone wakacje z przeszłości o tutj Osiągnęłam piekło, zaznałam kosmosu)
V. Gdzie jeść? Odpowiedż jest prosta WSZĘDZIE. Dwie podane na początku dzielnice to skarbnica knajpek i knajpeczek, w których szalejesz. Można wchodzić na próbę wszędzie jeżeli widzisz, że miejsce jest pełne Niemców – tam się nie zawiedziesz. A już magią i tradycjną w tym mieście są brunche. Tam nie je się śniadań, bo nikt nie wstaje tak wcześnie w weekend. Tam je się śniadanio-obiad i w tym są doskonali. Jeżeli chcesz odjechanych miejsc na kolację – jest tego TYLE w sieci, że co miesiąc znajdziesz 100 nowych rekomendacji z miejscami, o których nawet nie śniłeś. Nad rzeką, w piwnicach, na starych lotniskach czy na dachu – do wyboru do koloru.
VI. Jak spędzać czas? Osobiście preferuję opcje: z kocem i piwkiem (można legalnie spożywać w plenerze) od trawnika do galerii, od galerii do rzeki, od rzeki przez pustostany z bajkowycm streetartem i cały czas z electro gdzieś w tle. Są też cudowne Vintage Story (Made in Berlin zahaczę zawsze), sklepy z winylami i dziwnym designem. W okresie letnim Berlin daje Ci tyle opcji nawet jeżeli jesteś kompletnie bez planu, że wystarczy rzucić się w wir tego miasta… we właściwym miejscu.
VII. Dlaczego warto? Tym razem po berlińskim, długim weekendzie wróciłam lekka jak piórko. To miasto uczy wolności i życia trochę bez własnych ograniczeń. Szybko można zrzucić tu wszelkie kajdany, które sami sobie narzucamy różnymi szablonami i tym co trzeba oraz wypada. To miasto, które w pigułce pokazuje ile na świecie jest do zobaczenia, posmakowania i przeżycia. Jeżeli od dawna brakowało Ci wyzwolenia i ucieczki od codziennej listy rzeczy do odhaczenia i oczekiwań do spełnienia… w te wakacje ustukaj 500 zł i jedź do Berlina :) albo podrzuć ten tekst osobie, która potrzebuje oderwania jak WODY :)
I chociaż zobaczyłam pewnie jedną setną Berlina i żadna ze mnie specjalistka, to z olbrzymią hedonistyczną rekomendacją mówię JEDŹCIE.
Baśka
fotki moje oraz przy wsparciu: @jestem_em