Brodka po raz pierwszy z nowym albumem. Słyszę i wiem, że idę. Jak Brodka zrobi coś, to ja staję się hard userką tego czegoś. Pamiętam, że Granda była płytą, którą tak zajechałam w 2 miesiące, że musiałam kupić drugą. Poszłam na ten koncert z olbrzymią ciekawością, tym bardziej, że ostatni album nie zdążył jeszcze rozerwać mnie na strzępy. Powiem więcej – były obawy.
Brodkę na swoją scenę ściągnął Pałac Kultury, a konkretnie Red Bull Music Academy. Niewtajemniczonym podpowiem, że to taki festiwal odbywający się na scenach teatrów i rozmaitych sal właśnie w Pałacu. Klimat jest jedyny w swoim rodzaju – warto to sprawdzić, tym bardziej, że serwują tam przesmaczną ucztę muzyczną.
Nie wiem jak to się właściwie stało, ale akurat wczoraj po raz pierwszy w życiu wylądowałam na koncercie w pierwszym rzędzie, tuż przy scenie, przez co obraz całej sytuacji mam bardzo ostry. Kadzidła rozpylone, para jest, orkiestra wchodzi na scenę w trochę kościelnych strojach, a potem ONA.
No i wtedy zrobiło mi się tochę smutno, bo przeżyłam osobistą żałobę nad tą dawną, piękną dziewczyną, która tym razem postanowiła wyzbyć się swojej kobiecości – całkowicie. Nowa odsłona Brodki ewidentnie odpycha założenie, że kobieta musi pokazywać seksapil, żeby czuć się atrakcyjnie. Niewątpliwie można się tym wizerunkiem podniecać pod kątem artystycznym, bo jest przemyślany, mocno alternatywny i z pewnością konkretny, ale jako kobieta pytam DLACZEGO. Do tej pory też było ciekawie, a jednak nikt nie miał wątpliwości, że na scenie stoi piękna, młoda kobieta. I chociaż zdaję sobie sprawę, że jest to odsłona sceniczna, w której Monika musi czuć się dobrze, to gdzieś tam w środku zakuło mnie, że postanowiła zrezygnować z ładnej siebie, zastępując to wizerunkiem… małego średnio atrakcyjnego chłopca. Wydaje mi się, że kto jak kto, ale ona nie musi udowadniać, że nie jest ,,tylko ładną dziewczyną”, a miałam delikatne odczucie, że całą sobą chciała krzyknąć ,,jestem artystą, nie kobietą”. To co w idei tego wizerunku ostatecznie mi się podoba, to fakt, że robi to na co ma ochotę i nie przejmuje się tym, że z pewnością nie zostanie nominowana do plebiscytu Viva Najpiękniejsi.
A muzycznie? Pierwsze parę utworów zasiało niepokój, bo w powietrzu zawisła atmosfera trochę kościelna, trochę mistyczna, ale też smutna. Z kawałka na kawałek okazywało się jednak, że jest to dobrze przemyślany plan koncertu, który ma swoją dopracowaną dynamikę. No i pod koniec to już wszyscy darli ryje ile mogli. Bardzo fajne jest to, że mimo zmian, które niewątpliwie zaszły muzycznie w Brodce, to nie odwraca sie od swojej dawnej twórczości. Potrafi wyjść na scenę i zagrać szlagiery w totalnie nowych aranżacjach. Po tym dosadnie widać rozwój artysty, bo jak wiemy mamy w Polsce spore grono takich, którzy od 40 lat grają ten sam kawałek, na to samo kopyto i uważają, że jest super bo znowu Opera Leśna w Sopocie śpiewa. No nie. U Brodki widać, że ta dziewczyna myśli nad każdym kawałkiem, każdym wykonaniem i każdym instrumentem i suwaczkiem, który znajduje się na jej scenie. Była tak totalnie skoncentrowana na każdym dźwięku wydobywającym się z jej orkiestry, że nie pozostawia to żadnej wątpliwości, że Brodka już dawno, dawno temu przestała być dziewczynką z talent show, a stała się mądrą, kompletną i kompetentną artystką. Patrzyło się na to fenomenalnie, a słuchało jeszcze lepiej.
Clashes nie przekonało mnie do końca w domowych warunkach, teraz juz wiem dlaczego. To jest krążek uszyty na scenę i tak zajebiście wypełnił wczoraj Pałac Kultury, że można poczochrać grzywkę Brodce i powiedzieć ,,stara totalnie dałaś radę, zdejmij tylko te skarpety”.
A jako fanka poczułam się totalnie usatysfakcjonowana, bo właśnie dokładnie przed moją twarzą Monika rozwaliła swój keyboard i parę innych przedmiotów. Stałam tak blisko, że widziałam z jak dziką przyjemnością to zrobiła, myśląc sobie ,,wyszło!”. A musiała być to dla niej ważna próba, bo pokazanie po raz pierwszy przed publicznością dziecka tworzonego przez wiele lat, musi być tak stresującym przeżyciem, że ciężko po nim czegoś nie rozjebać. Szanuję to.
Tak oto Brodka nie zawiodła, Brodka ucieszyła, Brodka nam wyrosła. Trochę żałuję, że wizualnie na małego chłopca, ale jednak muzycznie na prawdziwą artystkę.
Jest świetna, jest zajebista, KOCHAM BRODKĘ.