Ależ ile emocji przyniósł ten Opener. W mediach oczywiście huczy od Rihanny, która w zasadzie odbyła się już po festiwalu, a co z samym Heinekenem? To ja Wam powiem – była moc. Powiem więcej: nigdy więcej nie wybiorę się tam w innej formie niż na pole namiotowe. Mimo spania na glebie i mycia zębów w trawie – było doskonale. A może właśnie dzięki takim elementom było doskonale. Milion dni w roku mamy cały pakiet udogodnień, wypasu, pachnącej pościeli, błyszczących szklanek i szynki na wagę. Dlaczego więc przez krótkie 5 dni nie zrezygnować ze wszystkiego i nie przestawić się na śpiwór, plastiki i pasztet. Why not? Wiele osób było totalnie zdziwionych, że z nieprzymuszonej niczym woli wybieram pole… Jednocześnie codziennie przeżywały katorżniczy powrót do swojego sopockiego Granda, zawsze będąc na festiwalu tylko jedną, czystą nogą.
A ja? Byłam nogą, głową, łokciem, a moja dusza wciąż tam pozostała. Poziom integracji na polu namiotowym jest kompletnym mistrzem świata. Kiedy budzisz się o 7 rano, bo słońce zrobiło Ci saunę z życia – chcesz przestać istnieć. Ale kiedy wychodzisz przed namiot i wszystkie pozostałe kilka tysięcy ludzi jest w identycznej sytuacji świat staje się lepszy i to całe słodkie dziadostwo wszystkich integruje. Ale jak! Należy wspomnieć, że w skład osób tam ,,wypoczywających” wchodzą przede wszystkim obcokrajowcy. Dlatego jest to jedna z nielicznych okazji, żeby na naszym-polskim-mocno-zamkniętym-lądzie uraczyć kompletnej odmiany, otwartości, miksu kulturowego i fanu w wielu językach świata. Moc!
W ogóle apartament, w którym mieszkałam czyli nasze słodkie N4 zostało postawione nieco nielegalnie acz prestiżowo zaraz przy granicy pola. Rezultat? Zamiast być otoczonym 360 przez inne materiałowe konstrukcje, udało się mieć wręcz spektakularny widok na prywatną, trawiastą przestrzeń. Przy mojej klaustrofobii jednak robiło to robotę.
Co do samych koncertów – usłyszałam tyle dobrego, że zaczęłam zastanawiać się jak żyć. Ludzie robią tak mocne, wartościowe, wypracowane i ŁADNE rzeczy, że człowiek zastanawia się nad tym jak daleko posunięta jest jego marność. I nawet nie mówię o tym, że podobało mi się wszystko i bez wyjątków. Każdy lubi coś bardziej, coś innego mniej. Jednak kompletne wymuskanie, wypracowanie, dopieszczenie swojego warsztatu przez występujące bandy? Doskonałość i zazdrość, bo poważnie robią w życiu COŚ. Osobiście zakochałam się w naszym polskim Łąki Łan – pokazali TAKI koncert, że nie mam pytań, a także w Skunk Anansie – no Skin dała popis, do którego Rijanka nawet nie podskoczy jakby trampolinę okutą diamentami posiadała. Co do kultowego Kings of Leon – pięknie, czysto, nieprawdopodobne dźwięki ujmujące duszę, ale ZA CICHO, a wokalista jakoś poskąpił wyczuwalnego kontaktu z publiką.
Reasumując KOCHAM NAMIOT, KOCHAM OPENER, TĘSKNIE NAWET ZA PRYSZNICEM ZA 2 ZŁ. Było doskonale i dzieciaki, chłopaki bardzo rekomenduję Wam taką właśnie opcję wybrania się na festiwal. Jeżeli tylko lubicie ludzi i nie piszczycie jak mrówka wejdzie Wam na kocyk – śmiało. A zapamiętacie to jak w tej orkiestrze – do końca i jeden dzień dłużej. Kocham Cię Heniek!
*
*
PS oczywiście nie do końca można wyspać się w namiocie… ale potem, na plaży ZAWSZE – i nikt nie dobudzi :D
6 comments
Kocham ten wpis ;) przeczytam raz jeszcze ;) a za rok rozwodzę się z hotelami i lecę na Heńka !!!!!!
Prysznicowi za 2 zeta i pasztetowi mowimy stanowcze NIE!!!!Natomiast Skunk Anansie Kings Of Leon i mycie zebow w trawie dostaja moje trzy TAK! Pieknie.
:D hahaha piękne! Ile życia w tym wpisie! :)
Festiwalu i wrażeń pozazdrościć, chociaż ja nie do końca przekonany jestem co do pola namiotowego. Spanie w namiocie, jak najbardziej. Sauna z rana, proste że da się przeżyć. Obcowanie z ludźmi to dla mnie tak jak woda, której potrzebujemy do tego żeby żyć… jednak, nie bardzo ;)
Ja sam zostałem w stolicy ale spora ilość moich znajomych wybyła do Gdyni i słyszałem różne komentarze. Głównie pozytywne, ale zdarzyły się też takie, które mocno samą organizacje wydarzenia krytykowały. Ty Baśka miałaś jakieś uwagi co do samego ogarnięcia organizatorów?
P.S. Skunk Anansie! ojej, czasy wczesnego liceum, bardzo dawno temu… lecę włączyć i przypomnieć sobie tamten błogostan!
zazxroszczę. Sam byłem napalony na Kingsow ale sie nie udalo :/
Izex… to jest bardzo dobry plan
Ewix…nie wiesz co dobre – brak luksusu może być sympatyczniejszy niż cała jego masa :)
eventualni… co do ogarnięcia organizatorów miałam jedną. Otóż przy wszelkiech ,,formalnych” sytuacjach – przejścia przez bramki / na pole namiotowe / odbiór opasek itd czyłam się jak na przejściu granicznym w izraelu. Byli oschli, automatyczni wręcz niemili i mieli absurdalne wymagania (off na komary to zagrożenie, trzeba wyrzucić) – ostro zabijali klimat festiwalu :/ Skunk Anansie <3
kamilo… dlaczego?
Z aerozolami to niestety tak bywa, bo jest przepis na to w zasadach/regulaminie imprez masowych, tłumaczą się tym że możesz komuś psiknąć nim w oczy itp. Najlepiej wypsikać się przed wejściem, albo kupić sobie off z kremie, bo takie cuda też są :) Znajomi też właśnie narzekali na brak ogarnięcia ludzi, ale w sumie obsługiwać taką ilość osób, raczej mało komu chciało by się być dla wszystkich super miłym, mi na pewno nie :P