Jakiś czas temu, jeszcze przed wyjazdem strzeliłam wywód na temat różnego postrzegania i przedstawiania Paryża. Zastanawiałam się czym to miasto będzie dla mnie: miejscem rozgrywania się prozy życia codziennego, czy magiczną krainą. Odpowiedź jest następująca: Kraina z magiczną prozą życia codziennego :) Miasto urzekło mnie w 100% !!! Kiedyś myślałam, że miłość do Paryża to coś bardzo powszechnego i zbyt mało oryginalnego żeby mogło mi się przytrafić – bzdura. Jest to miejsce, które porywa, inspiruje, wciąga i absolutnie pochłania.
Żeby opisać wszystko co zobaczyłam, przeżyłam, doświadczyłam w trakcie tego tygodnia potrzebowałabym chyba czasu aż do wyjazdu z Francji. Dlatego pozwolę sobie ograniczyć się do pewnych szczegółów, które szczególnie mnie urzekły i poświęcę na nie kilka wpisów. Nie będę też zbyt dokładnie roztkliwiać się nad zabytkami bo o nich możecie przeczytać w przewodnikach. Z resztą z czytaniem tego typu relacji jest trochę jak z recenzją filmu. Czyli, żeby była dobra nie może opowiedzieć wszystkiego bo nie będzie po co iść do kina :P Dlatego postaram się opowiedzieć Wam o kilku detalach tego miasta, bez głębokiej analizy architektury każdego budynku i szaty roślinnej wszystkich ogrodów. Dorzucę jedynie kilka praktycznych wskazówek dla przyszłych odwiedzających :)
Zacznijmy od Luwru, który jest przecież perełką, centrum kultury, obiektem literackich oraz filmowych zainteresowań i bóg wie czego jeszcze. Fakt jest taki, że miejsce robi poważne wrażenie i czy jest się fanem sztuki czy totalnym laikiem – warto zobaczyć, doświadczyć, posmakować. Pierwsze OGROMNE wrażenie robi OGROMNA kolejka, która ciągnie się… zawija… snuje… a na samym końcu stoi pan ze znakiem, na którym napisane jest ile trzeba od tego momentu ludzkiego ślimaka czekać na wejście – w naszym przypadku 1,5 godziny! Zaskakująco czas zlatuje bardzo szybko i nie pozostawia po sobie nieodwracalnej traumy, czy nienawiści prowadzącej do samookaleczenia :D
*
*
*
W celu wyniesienia czegoś więcej z tej wizyty niż tylko walorów wizualnych pożyczyłyśmy specjalne przewodniki multimedialne, które są rozwiązaniem zasługującym na jakąś pokaźną nagrodę w dziedzinie technologii. Zakładam takie cacko na uszy za pośrednictwem słuchawek i spaceruję ze specjalnym, dotykowym padem. Kiedy interesuje mnie jakiś obiekt/sala/zbiór dzieł wpisuję przypisany do tego czegoś numer (umieszczony na tablicach opisowych) i słucham ciekawej historyjki dotyczącej zjawiska. Mogę wybrać opcję ogólną mówiąca treściwy opis w stylu: ,,Wenus z Milo jest wykonana przez anonimowego twórcę i jest najsłynniejszą na świecie rzeźbą bogini Afrodyty….”, lub też wariant szczegółowy zawierający elementy typu: ,,Lewa noga jest na czymś wsparta, przypuszcza się, że na żółwiu. Kiedyś w lewej ręce prawdopodobnie trzymała jabłko, a ręka trzymająca jabłko była wsparta na kolumnie, aby podtrzymywać ciężar….” lub też wersje obydwie. Przewodnik absolutnie mnie zafascynował – klikałam jak nawiedzona :D Ma jedną wadę – działa tylko 3 godziny, podczas których nie ma szans aby zobaczyć wszystko i trzeba wracać do punktu wypożyczeń żeby wymienić baterię!
Po Luwrze uczucia są następujące: satysfakcja, pełna głowa i dzikie zmęczenie – tyle tylko, że pozytywne. Wszystko rekompensują ogrody tego miejsca, w których jest mnóstwo przestrzeni żeby paść, zrelaksować się i rozkoszować się w urokach paryskiego otoczenia. Prawdziwy plaster na bolące nogi i kręgosłup :P
*
*
*
- Wejście do Luwru dla osób poniżej 26 roku życia ZA DARMO. Zawsze, wszędzie, bez wyjątków. Należy mieć tylko jakiś dokument, który to potwierdza. Dla pozostałych 10 euro.
- Podobno jest jakieś wejście podziemne (oznakowane), prosto ze stacji metra, którym wchodzi się dużo szybciej niż z kolejki ,,naziemnej”.
- Przewodnik multimedialny: 6 euro.
- Nie próbujcie iść tam w pierwszą niedzielę miesiąca, która jest darmowa dla wszystkich bo kolejka podobno jest wtedy minimum 4-godzinna…
Tak przebrnęliśmy przez pierwszy punkt na mapie moich westchnień i zachwytów paryskich. Kolejnym będą Vintage Store’y, które skradły moją duszę, ciało i fundusz operacyjny :P
14 comments
Ciekawi mnie bardzo Paryz od strony modowej. Jakie mialas wrazenia obserwujac ulice? I czy to prawda, ze do sklepow typu Louis Vuitton sa dlugie kolejki? (zeby tylko wejsc do srodka sklepu).
Hmmmmm… Korci mnie po tym wpisie na powtórkę w Paryżu. Miasto bomba , widzę że technika nawet Luwru nie oszczędza, ale to dobrze , inny standard zwiedzania chociaż troszkę rozleniwia wyobraźnię. Czekam niecierpliwie na kolejny wpis;)
?????? o co cho????????
Basix moja Ty wedrowniczko, tylko sobie wyobrazam gdzie Cie jeszcze poniesie…
Barbra chyba postanowiła większość paryskich wspomnień sobie zachować, ale jak są piękne to czemu nie? ;-)
Beatrice… wszystko będzie, wszystko opiszę :) kolejki do LV – prawda.
Ewa… sama chciałabym wiedzieć :P
Andy… zawsze zachowuje wiekszość dla siebie :P Ale tutaj będzie jeszcze sporo na temat Paryża
A wiec jednak te kolejki do Louis Vuitton to prawda. Czy podobnie wyglada sytuacja z dostaniem sie do sklepow innych francuskich marek luksusowych, jak Chanel czy Hermes?
Pięknie, aż chce się pojechać. Za moich czasów w Luwrze takich bajerków nie było . Czekam niecierpliwie na kolejną fotorelację :)
http://nakrancuswiata.tvn.pl/informacje/konkurs-na-blog-podrozniczy,15020,1.html
Beatrice… to zdecydowanie zależy od podejścia marki a nie od zainteresowania klientów. Te kolejki są sztucznym tworem bo w środku jest prawie pusto, a oni nie wpuszczają do środka żeby na przechdniach stworzyć wrażenie niedostępności i wielkiego zainteresowania. Przykładowo takie same kolejki sa przed bramą sklepu Abercromie & Fitch więc sama widzisz, że nie chodzi tutaj o ,,półkę” danej marki tylko o pomysł na jej sprzedanie.
Iza… ja to średnio mam blog podróżniczy :P
Bardzo ciekawie to wyjasnilas. Ja rowniez sie nad tym zastanawialam i trudno mi bylo zrozumiec, ze nagle takie tlumy wala do Louis Vuitton w Paryzu.A tymczasem okazuje sie, ze to taka sztucznie napedzana strategia marketingowa. W sumie nie wiem, czy dobra, bo gdyby mi kazano dlugo czekac przed sklepem,ktory swieci pustkami, to pewnie powiedzialabym im “adieu” i udala sie gdzie indziej.
tylko zazdrościć :)
Beatrice… dokładnie – lekka bzdura. Już tak mam że z racji studiów na wszystko patrzę okiem marketingowca i takie analizy same mi się nasuwają :P
eM… nie ma co zazdrościć tylko kupić świnkę skarbonkę i zbierać na wyjazd – warto :)
wlasnie dzis bylam w luwrze bo bylo wejscie za darmo. i spedzilam tam 5 godzin. wymeczylam sie ale bylo warto. no i powstala nowa ekspozycja ISLAM. Rzeczywiscie z podziemi metra da sie wejsc do samego srodka luwru bez zadnych kolejek. jak zobaczylam ogromna kolejke na zewnatrz az tym ludziom wspolczulam.